środa, 27 marca 2019

Rozdział 249


~~Anakin Skywalker~~

[250 dzień piątego roku odwetu zygerriańskiego, Endor]
       Kiedy tylko Obi-Wan dał mu znak, zaczął z Padme wycofywać się głęboko w las, by jak najlepiej zmylić przeciwnika. Od razu podjął decyzję, że będzie musiał biec okrężną drogą i choć wizja zmęczenia Padme nie bardzo go zadowalała, to w duchu dziękował Mocy za tak waleczną żonę, która jest w stanie znieść po prostu wszystko.
       Strzał odbił się od drzewa, a następna wiązka od jego miecza świetlnego.
      - Za drzewo, już! - nakazał Amidali, a sam zaczął wykonywać odpowiednie ruchy mieczem świetlnym zapewniające obronę i służące jako tarcza. Nie walczył sam. Zza konara, Padme, tak często na ile pozwalała jej sytuacja, wychylała się i pociągała za spust blastera wymierzając cel w danego zygerriana. Albo na chybił trafił - wszystko jedno, udawało jej się, choć większa satysfakcja płynęłaby z tego pierwszego. Co jak co, Naberrie przeszła szkolenie.
     Na pościg zdecydowało się pięciu wrogich żołnierzy i tylu unieszkodliwili. Przez chwilę małżeństwo przysłuchiwało się otoczeniu, aby wykryć czy ktoś jeszcze się nie zbliża, ale gdy okazało się, że wszystkie dźwięki walki dochodzą z miejsca, z którego się wycofali dla drugiej części planu, gestem skinienia głowy zdecydowali, że pora iść dalej, więc tak też zrobili.
      Dla pewności oddalili się jeszcze sporo metrów, aby trudniej ich wykryć - Anakin musiał polegać tylko na Mocy, bo przygotowanie do misji niekoniecznie obejmowało zapoznanie się z lasem. No halo, on nie Barriss Offee, żeby się tak przykładać. Po owym stwierdzeniu poczuł nagły smutek. Barriss była niezwykle wzorową uczennicą - zawsze przygotowana do misji, doskonale znała detale, plan, alternatywy. Gdy wylądował z nią na Ansion, trochę czuł się skrępowany i zdominowany przez nią. On - zawsze nieodpowiedzialny, roztargniony, porywczy. Ona - spokojna, dokładna, posłuszna. Autorytet wśród padawanów. Obi-Wan ją wychwalał, a w Anakinie wzbudzało to zazdrość. A potem podczas drugiej bitwy o Geonosis zrozumiał swojego dawnego mentora. Sam też źle wypadł, bo nie trzymał Ahsoki na krótkiej smyczy i wolał zaufać Barriss nie starając się zrozumieć swojej uczennicy, choć została postawiona w dokładnie tej samej sytuacji co on rok wcześniej.
       Skywalker zdał sobie sprawę, że każdy jest hipokrytą. Nieważne, jak bardzo się starasz, zawsze nadarzy się okazja, gdzie powiesz jedno, a robisz drugie. Dla innych nie ma znaczenie, czy to coś bardzo istotnego czy błahostka - będą ci to wypominać do końca życia. Ty im ich hipokryzją zresztą też. Bo czujemy się wtedy ważni, bezbłędni. Dominujący, mądrzy, dojrzali. Lepsi. A każdy skończy tak samo, choć to, co stanie się potem, jest zależne od tego w co się wierzy.
       Moc bardzo dobrze nakierowała Anakina i już po parunastu minutach zjawił się w obrębie dwustu metrów od ich celu.
       - Są jakieś ładunki? - zapytała Amidala.
      - Nie wyczuwam nic..Nie możemy skontaktować się z R2, ale raczej są nastawieni na walkę z Obi-Wanem niż na nas - stwierdził jej mąż.
       - To co? Ruszamy? - upewniła się.
       - Tak - zgodził się.
       Choć bardzo cenił sobie obecność Padme u swojego boku, zdał sobie sprawę, że tak naprawdę wolałby teraz mieć w towarzystwie Ahsokę. Może to pewne spaczenie ze względu na wojnę klonów i pewne uzależnienie od siebie więzią mistrz-padawan. W każdym razie, wróciły do niego wszystkie wspomnienia z potyczek: wyścigi, detonacje, wspólny plan, kłótnie. Ahsoka nigdy nie wróci, on też nie odzyska swojego "dawnego ja". "Nie zatrzymasz zmian, tak, jak nie zatrzymasz zachodzącego słońca" powiedziała mu na pożegnanie matka. Tak też zrobił, nie starał się, bo wiedział, że to nic nie da. Po tamtych czasach zostały tylko wspomnienia. Bo to wojny klonów, a ten konflikt skończył się pięć lat temu i nie wróci. Pozostało mu zaakceptować to.
       W nim też zaszła zmiana, ogromna. Stał się bardzo odpowiedzialny, ale też zbyt wiele w nim ojca. Zaczął się bardziej cywilizować. Tak naprawdę, niewiele istniało w nim Jedi, może i nadal był nim formalnie, ale w duszy? Nie. Kompletnie opuścił jasną stronę Mocy i walkę za nią. Walczył dla pokoju i zniesienia niewolnictwa, zaczął walkę osobistą ze względu na przeszłość. I choć każdy widział w nim innego człowieka, nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, co dokładnie się stało. Jak postrzegał świat.
       Anakin Skywalker... nie można nazwać go już Jedi.
       Anakin Skywalker zawiódł sam siebie.
       Anakin Skywalker zawiódł Qui-Gona.
       Anakin Skywalker zawiódł matkę, która pozwoliła mu odejść.
       Ale w jakiej sprawie? Co to dało? Miał chronić galaktykę jako Jedi, a zboczył z tej ścieżki.
     Mieli świadomość, że są obserwowani przez kamery, więc Anakin sprytnie je zaślepił Mocą. Wiele razy już tak postępował, kiedy wkradał się do Padme późnymi wieczorami.* Bardzo musiał się skupić, aby objąć swoją umiejętnością wszystkie rejestratory obrazu na zewnątrz, które mogłyby sprawnie ujawnić ich zamiary i rozwalić plan.
       - Mocujemy - bardziej mruknął do siebie niż nakazał. Oboje z Padme przyczepili po dwie bomby do każdej z czterech ścian bazy okrążając ją.
       - Ustawiamy i uciekamy. Trzy minuty, abyśmy zdążyli - powtórzyła Amidala cząstkę planu.
       Usłyszeli dźwięk oznaczający odliczanie i ruszyli przed siebie.
       Ruszyli o jeden krok za dużo.
       Już dawno podjęli o wiele więcej kroków za daleko.
_________________________________________
*źródło: Wojny Klonów: Żadnych Jeńców, autorstwa Karen Traviss
CO TO BĘDZIE?! CO TO BĘDZIE?!

NMBZW!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz