niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 80


                                                                        ~~Atari~~

 Nie jest łatwo chodzić po Świątyni Jedi kiedy ma się tu jakiś przeciwników zwłaszcza takich, którzy mają do Ciebie jakiś problem od wielu lat i teraz ma większe powody, bo ofiara ma przyjaciółkę, która spowodowała zamach na Świątynię Jedi. Niewątpliwie ona wraz z Ahsoką taką miała. Wredną rasistkę, która była o wszystko zazdrosna i nie zbyt dobrze sobie radziła. Nie mając też na kogo, zwaliła na nie swoją zniszczoną przyjaźń. Zawsze ktoś kogo nie lubiła dostawał w kość. Zawsze jej coś nie pasowało. Niestety nie umiała tego dobrze maskować. Kiedy Atari zjawiła się po raz pierwszy w Świątyni, Chazer do niej podbiegł i był nią oczarowany. Zazdrość w oczach małej blondynki. Sama sobie nawet żaliła w nocy co dokładnie zazdrości rówieśniczce. Ona miała grube; piękne; brązowe włosy, zaś Deturi piaskowe; cienkie; za piersi włosy. Obie niewątpliwe były ładne i każdy mógł to przyznać, ale Motessa zainteresowała tylko jedna z nich - Atari. Jego uczucie do niej było wyraźnie silne, ale tylko dla niego. Nikt prócz niego tak dokładnie nie wiedział co czuł do Ati od najmłodszych lat. Nawet Wido Niro, będąc jego najlepszym przyjacielem nigdy się nie dowiedział. Po prostu było wiadomo, że takie rzeczy najlepiej zachować dla siebie.
-Uważaj jak łazisz!-Głos Killary, miał w sobie wiele pretensji.
-To poproś o dobudowanie specjalnych korytarzy wyłącznie dla Ciebie.-odpowiedziała Orgeen.
-Blade larwy nie będą mi rozkazywać.
-Jak taka rasistka może być Jedi?
-Jak Wiedźma z Dathomiry może być Jedi? To jest pytanie. Zapewne rozsadzisz całą Świątynię. Jest się czego obawiać.
-Przeginasz!
-To odejdź i zabierz ze sobą dwa opętańce.
-Zabije Cię!-Dathomirianka miała już się rzucić dziewczynie do gardła, ale dwie ręce przytrzymały ją od tyłu.
-Ati!-krzyknął Chazer.-Co jej znów zrobiłaś?-spytał wnerwiony Killary.
-Ona jak zwykle ma jakieś pretensje. Mówi i jak jej ktoś dokopie to wnerw.-wytłumaczyła jego była przyjaciółka.
-Ja?!-krzyknęła rozgoryczona kuzynka Amidali.- Posłuchaj mnie uważnie! Następnym razem tego gorzko pożałujesz!-Dla potwierdzenia jej złote tęczówki zrobiły się mroczniejsze.-Zrobię Ci straszną krzywdę! I nikt nie będzie miał prawa mnie powstrzymać! Będę mieć głęboko gdzieś, co będziesz wtedy odczuwała, strasznie Cię zaboli!
 Chazer Motess przyjaźnił się z Orgeen od samego początku, a Det to wyraźnie przeszkadzało, więc chciała się pozbyć rywalki jak najszybciej, lecz nie udało jej się tracąc tym samym przyjaciela. Chłopak widział, że nadal chcę ją zniszczyć by go odzyskać nie mając pojęcia, że jego to bardziej odpycha. Był za Atari, ale nie chciałby zobaczyć tego co przed chwilą obiecała. Owszem, Deturi zachowywała się chamsko, źle i niestosownie będąc Jedi. Skojarzyło mu się, jak kiedyś Ati zadała pytanie  Killarze o jej ojca, ale nie pamiętał odpowiedzi. Podejrzewał, że będzie mieć to wszystko z nim wspólnego. Była wredną rasistką.
-Pff...-odpowiedziała tylko krzyżują ręce na piersi. Dathomirianka zmrużyła oczy, wyrwała się z ucisku przyjaciela, po czym poszła w inną stronę.

                                                                  ~~Cato Neimoidia~~

 Zejście z tak bardzo stromego klifu nie jest łatwym zajęciem. Żołnierze klony wiedzieli, że nie zdołają sami temu podołać za pomocą specjalnych lin. Miasta były położone na wielkich mostach uważanych za cud architektury. Walki odbywające się w powietrzu, sprowadzały myśliwce do doliny, która była z resztą strasznie nisko. Nikt prócz Wolffe nie wiedział, że podejmą się ważnego zadania czyli szukania Generała. Właściwie nikt prócz niego i kilku klonów nie widział co się stało z ich Generałem, lecz jeżeli przyjdzie im podołać temu zadaniu zrobią to natychmiastowo i bez szemrania wstaną i ruszą, ale na razie musieli zwalczyć wojsko Konfederacji. Po przez budynki miast w jednej sekundzie przelatywało kilkaset pocisków ze strony automatów Separatystów i Żołnierzy z Kamino. Neimoidianie ukryli się zapewne w skarbcach, które były gdzieś w górach dlatego byli bezpieczni i nic im nie mogło się stać. Właściwie byli egoistami. Martwili się o to, co było ich. Teraz kiedy rządy Palpatina upadły prawdopodobnie będą mogli odzyskać tą planetę, bez większych buntów. Aktualnie ten jest drugim najdłuższym, plus żołnierze muszą zmierzyć się z tym sami, bez generała, który zaginął. Na ich "szczęście" nie musieli czekać długo na pomoc innych Jedi. Przybyli do paru godzin od wezwania ich do pomocy. Jedna część będzie walczyła dalej, a druga znajdzie Plo Koona. Nie był zwykłym Mistrzem Jedi. Był bardzo mądry; cierpliwy; spokojny; nigdy nie krzyczał, lecz głośno wydawał polecenia; jednym z najpotężniejszych Jedi, choć nie wielu wiedziało z po za Świątyni. Był ceniony przez Klony, nie mogli pozwolić by ich Generał zaginął, a oni nic nie zrobili. Wolffe raczej by się najbardziej obwiniał. To on po bitwie jako Komandor zazwyczaj z Koonem rozmawiali o stratach.
 Gdy natarcie powstańców trochę ustało, Wolffe wraz z Padawanką Ire Etake i małym odziałem wyruszyli na poszukiwania Koona. Nie było to łatwe. Kanonierka musiała lecieć ostrożnie, by nie została zestrzelona. Pilot, który widział upadek Generał, przeżył i jego szwadron został wymieniony z nowym. Poszedł wraz z nimi odszukać dowódcy. Miał odczucie, że jako numer drugi w swoim szwadronie był obarczony tym "wypadkiem".
 W powietrzu unosiła się gęsta mgła, ale dzięki hełmom klonom było łatwiej oddychać. Niestety Ire nie. Była ona ludzką dziewczyną z brązowo-zielonymi oczami. Wyglądały niczym drzewa zamknięte w źrenicach, a jej oczy miały niesamowity kształt. Włosy od czubka głowy były czarne, a od dziesięciu centymetrów rozjaśniały się do blondu. Padawanka podsiała je w miarę długie. Według Komandora była nawet ładna, ale także poważna. Bardzo uważnie skupiała się na zadaniu, które je powierzono. Nie była zbyt rozmowna. Zdecydowanie to ją bardzo odróżniało od Tano. Jak żałował, że jej nie ma z nimi! Porozmawiałaby, wymieniłaby się obawami... bardzo dawno jej nie widział. Nie wiedział nawet gdzie jest, ale miał przeczucie, że wie co się mniej więcej stało z jej przyjacielem. Zaufanie, które za każdym razem żołnierz dostrzegał w jej wzroku było niesamowite. Oboje mogliby za drugiego życie poświęcić by ten był żywy. Problem w tym, że ona po jego śmierci nie odnalazła się zbytnio, a on znosiłby to o wiele gorzej niż po jej odejściu. Do tej pory klon-dowódca pamiętał jego jego lekkie zawieszenie pokazujące, jak cierpi będąc opuszczony przez dziewczynę, ale nie wiedział dokładnie dlaczego taki był. Owszem, z tego powodu co podejrzewał, ale też tego, że wrzuciła go do jednego worka z tymi, którzy byli przeciwko niej. Próbował ją znaleźć, ale zdecydowanie nie pokazywał swoich uczuć, jak to zrobił Skywalker podczas jej poszukiwania. Widok jej z Ventress nie był dla niego wesoły, tylko wręcz przeciwnie. Jego wieczny spokój ogarnął strach, przed obawą zejścia nastolatki na Ciemną Stronę Mocy. Była uczennica Hrabiego Dooku, była niebezpieczną pomocą dla dziewczyny. Była na wszystko zła, a najbardziej na zdradzieckiego mentora.
-Uważajcie!-poleciła żołnierzom Padawanka. Mieli zaraz zejść ze stromej górki, ale wydawało się to nie realne. Zejście było samobójstwem.-Nie ruszajcie się. Trzeba wezwać kanonierkę. Inaczej nie zejdziemy.-Jej głos nie brzmiał na poważny, ale był. Miała typowo dziewczęcy głos jak na swój wiek, ale zdecydowanie mieszał się z głosem dziesięciolatki.
 Nie musieli długo czekać na kanonierkę. Nie oberwało im się od Separatystów, a było to widać przez zero rys. Skoro wtedy Konfederacja ich nie zauważyła, to teraz tym bardziej powinni ich nie zauważyć. Mieli nadzieję, że tak będzie, ale pewności zero. Te uczucia było dokładnie widać w ich oczach, które odbijały małe cząstki góry przebijające się przez mgłę. Padawance nadal było ciężko oddychać w tym klimacie o tak wczesnej porze. Żałowała, że nie może mieć takiego hełmu, ale pokazywała swoją odwagę. Wiedziała, że te klony były przyzwyczajone do Ahsoki Tano - wiernej Padawance Wybrańca. Z tego co słyszała, Togrutanka wraz ze swoim mentorem była bardzo wyrozumiała i nigdy nie powiedzieli złego słowa do i o żołnierzach. Zawsze traktowali ich jak równych sobie. Dla nich nie byli TYLKO istotami, które tylko walczą, jak z resztą dla każdego Jedi, ale dla nich byli istotami najbardziej szanowani. Śmierć jednego z nich, była wielką porażką, a zwłaszcza podczas tych większych masakr. Skywalker będąc Wybrańcem Mocy i Tano, jako jego uczennica nie uznawali się za idealnych Jedi. Wręcz przeciwnie. Z resztą, choćby każdy chciał głębiej o tym pomyśleć i tak nie zdołałby dojść do realnej prawdy, jaka była bardzo ukryta przed resztą galaktyki.
-Pani Komandor, widać tam dym.-oznajmiło pilot do Etake.
-Czuję malejącą Moc... to Mistrz Koon!-oznajmiła. Spotkała Koruna wiele razy z czego większość była stawanie przed Radą. Każdy zapamiętywał specyficzną acz zarazem taki sam rodzaj Mocy przepływający przed danego Mistrza Jedi. Nie umiałaby go nie poznać. Dokładnie pamiętała, jak doskonale dało się wyczuć jego poszukiwanie potencjału w Padawanie lub w Adepcie. Cenił każdego i próbował dowiedzieć się jak Jedi odnajdzie się w ćwiczeniach, do których każda istota wrażliwa na Moc była uczona. Mimo że Mistrz tracił siły, nadal doskonale można było wyczuć tę cechę.
_____________________________________________
Proszę państwa, za niedługo grudzień! ^-^ Kto się cieszy?
Dedyk dla:
Wiki
Przemka
Igi

NMBZW!     

niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 79


                                                                     ~~Barriss~~

 Trzy godziny nie zapewniły jej odpoczynku za te wszystkie nie przespane noce, w których wiecznie pokazywała na co ją stać i niszczyła droidy, ale zapewniała jej na chwilę obecną. Zamknęła swoją kajutę tak, by nikt nie mógł wejść i miała długą chwilę prywatności. Mimo że kąpała się przed snem, to postanowiła ponownie się odświeżyć, ale tym razem dokładniej i bardziej relaksująco. Wychodząc z odświeżacza miała na sobie tylko miękki ręcznik jej włosy były mokre i spryskane jedynie odżywką, która zapobiegała przesuszeniu się organów Miralian. Z kieszeni swojego stroju wyciągnęła miniaturową figurkę, przy której zawsze medytowali Mirialanie mający specyficzne pojęcie o Mocy. Dziewczyna postawiła ją na małym podeście i zrzuciła z siebie ręcznik. Lubiła medytować nago.(To nie jest mój wymysł, lecz prawda :) ) Usiadła i skrzyżowała nogi po czym zaczęła się unosić. Nikt nie miał prawa jej przerwać i nie mógł z powodu blokady drzwi, dlatego spokojnie, jakby była w swoim pokoju w Świątyni rozluźniła się i wyciszyła. Czuła Moc, która dawała Jedi wiele możliwości. Bardzo dawno nie medytowała z powodu bitwy, dlatego czuła się, jakby robiła to po kilku latach, a nie od niespełna dwóch tygodni. Czuła wreszcie spokój i przyjaźń jej bliskich osób. Mogła śmiało zobaczyć przez Moc, co ją trapiło, a nie wiedziała i nie dawała rady się nad tym skupić w boju.
 Czuła jak Moc powoli ją otula i daje jej większe bezpieczeństwo. Miała czas pomyśleć w Mocy o wielu sprawach, których nawet nie znała, a tliły się głęboko w niej. Wiedza, że nic nie grozi jej bliskim przyjaciołom bardzo ją rozluźniła. Choć kosmos był zimny, wewnętrzny spokój ogrzewał ją. Była na prawdę spokojna, a w ciągu dnia, mimo że się taka wydawała - nie. Ile jeszcze osób nic o niej nie wiedziała. Wszystko to kryła pod udawaną, szczerą ciekawością. Normalny żywy osobnik nigdy by na to nie wpadł, a Jedi - zwłaszcza teraz - nie ciągnęło ich by ją poznać, a ona także nie czułą, by było to konieczne. Wspaniałe osoby, miała tuż przy sobie.

                                                             ~~Ahsoka~~

 Jeszcze tego samego dnia pod wieczór  Rada ponownie zebrała się w Sali Narad Wojennych. Nadeszło połączenie z Cato Neimoidia. Pojawiła się mało oczekiwana osoba. Wolffe - Komandor 104 Batalionu, który prawie zawsze towarzyszył Plo Koonowi, nie był w towarzystwie swojego Generała. Był zupełnie sam. Jego twarz była bez wyrazowa, ale Jedi śmiało rozszyfrowali, że bardzo trudno powstrzymywał ujawnienia swojego zakłopotania, troski i bezradności.
-Coś się stało?-spytała Shaak Ti. Skywalker wrócił do Apartamentu Padme wraz z Radą stwierdzając, że nie ma czego tu szukać i lepiej by pomógł żonie. Padawankę oraz jego przyszywaną szwagierkę zostawił pod opieką Mistrzyni tej samej rasy co jego uczennica. Dziwnie to trochę się odbyło, a dziewczyna nie miała wątpliwości, że będzie tak jeszcze przez wiele lat. W każdym razie było dobrze i raczej lepiej może być tylko wtedy, kiedy nastanie całkowity pokój i skończą się Wojny Klonów, które do tego zmierzają.
-Kilka pilotów zestrzeliło myśliwiec Generała Koona. Żołnierze zostali zatrzymani i będę poddani odpowiedniemu procesowi. Nie jesteśmy pewni co do Mistrza Jedi. Nie wiadomo gdzie spadł, ale zamierzamy go jak najszybciej szukać.-odpowiedział.
-Na pewno jakiś Jedi i jego oddziały wracają tą drogą lub są nie daleko. Wyślemy wam jak najszybciej pomoc by go znaleźć. Jaka sytuacja wojenna?
-Są jeszcze walki, ale myślę, że z pomocą szybko wykończymy droidy i będziemy mogli pośpiesznie poszukać Generała Plo.-stwierdził Komandor.
-Oczywiście. Niech Moc będzie z Wami.-życzyła im Ti.
-Wzajemnie Pani Generał.-życzył jej tego samego, po czym ukłonił się i znikł.
 Tano cofnęła się dalej w cień. Jej usta były lekko otwarte, oddychanie przysparzało jej wiele trudu w tamtej chwili. Nie mogła się pogodzić z tym co usłyszała. W głowie pojawiła się prawie pustka. Cały czas próbowała sobie wyobrazić życie bez Mistrza Plo, ale nie umiała. Sama nie pamięta zbyt wiele z dzieciństwa na Shili. Była mała oraz nie chciała ich pamiętać. Życie bez Mistrza Plo nie miało żadnego sensu. Wiedziała, że może tak się stać, ale dopiero teraz pojęła, że to jest o wiele gorsze niż była w stanie sobie wcześniej wyobrazić. Według samej siebie nie była jeszcze na tyle dojrzała, by Koon mógł ją teraz zostawić na lodzie nie żegnają się z nią. Pamięć dźwięku jego głosu oraz obrazy wspomnień nic nie stawało jej przed oczami. Nie było żadnej retrospekcji i wprawdzie to ją najbardziej zabolało. Zapomniała ważne rzeczy, które były związane z Kel Dorianinem. Było to zapewne chwilowe, a dla niej trwało całą wieczność.
-Ahsoko...-rzekła do niej zaniepokojona Mistrzyni tej samej rasy.
-Tylko nie Mistrz Plo.-odpowiedziała kręcąc głową w prawo i lewo. Jej głos miał mieszaninę błagania; niedowierzania; a nawet jakby miała komuś zabronić zabicia jej niedoszłego Mistrza.
-Soka, znajdziemy go.-Atari sama nie wiedziała czy to jest pewne. Z resztą trudno było jej wypowiedzieć te słowa.
-Dlaczego? Większość jest cała, a tu nagle Mistrz Plo... nie wiadomo gdzie jest... czuję go. Czuję jak słabnie. Żyje, ale słabnie.-poinformowała je dziewczyna.
-Znajdzie się. Wiesz, że nie pozwolimy mu umrzeć.-zapewniła ją togrutańska Mistrzyni.
-Wiem.-odpowiedziała.
-Atari, zabierz ją do siebie i opiekuj się nią przez całą noc. Ja poinformuje resztę. Niech odpocznie.-poleciła Dathomiriance Shaak Ti.
-Oczywiście Mistrzyni.-zgodziła się dziewczyna i biorąc przyjaciółkę pomocniczo pod ramię i wyprowadziła Togrutankę.-Soka spokojnie.-poprosiła dziewczynę kładąc dłonie na jej ramionach, gdy wyszły.-Obie czujemy, że żyje, a zwłaszcza Ty.
-Tak, ale czuję jego ból. To nie byle co. On na prawdę cierpi, aż wreszcie umrze. Muszę tam lecieć.
-Nie pozwolą Ci. Wiesz, że go znajdę.
-Ja nie będę tu spokojna.
-A tam tym bardziej. Ty będziesz chciała dalej szukać bez tchu, a inni będą mieli dość. Każdy postój lub błędne miejsce, gdzie go nie ma sprawi, że będziesz bardziej się martwić. Nie możesz się bać. Musisz wierzyć. Wiem, że ostatnie tygodnie były na prawdę trudne, ale mimo tego wszystkiego musimy się odnaleźć w sytuacji bez niepotrzebnych emocji. Jesteśmy Jedi. Wiem, że trudno się tego wyzbyć od razu, ale ja już zaczęłam i z dnia na dzień jest co raz lepiej. Skoro mi to pomogło, to Tobie też. Jesteśmy prawie takie same.
-Masz racje.

                                                            ~~Anakin~~

 -Padme, spokojnie. Da się to wszystko rozwiązać. Wszystko wróci do normy.-zapewnił Amidalę mąż. Mimo że wiadomość o kontakcie z rodzicami żony nie były miłe, nadal miał dobry humor nie spodziewając się, jakiegokolwiek powiadomienia o tym, że czyjeś życie z członków Zakonu Jedi jest zagrożone.
-Martwię się cały czas...-spróbowała wyjaśnić, ale nie umiała dobrać słów.
-Nie powinnaś. Dziś mają być wybory. Po za tym wojna się kończy. Urodzisz dziecko na Naboo tak, jak chciałaś.
-Co z zachowaniem klonów?
-Kamino jeszcze dziś ma przysłać raport i zacznie się sąd dla Ventress. Wiemy, że na pewno na Kasyyyk Luminara i Mistrz Yoda żyją. Barriss i Aayla także.-Choć wiedział, że nie powinien jej oszukiwać, nie chciał jej mówić o Zygerrii. Może zbyt bardzo się o nią troszczył, ale nie chciał by się za dużo stresowała.-Co do innych jeszcze nie wiadomo. Dobrze się w ogóle czujesz?
-Tak. Po prostu nie mam co ze sobą zrobić. Mam trochę ograniczone obowiązki odkąd zaszłam w ciążę.
-Myślałem, że się przyzwyczaiłaś.
-Nie za bardzo. Podobnie jak Ty do Ahsoki.
-Dziękuję za przypomnienie.
-Nie ma za co.
-Rozmawiałaś z Atari?
-Tak, a co się stało?
-Dobrze się z nią dogaduję, ale myślę, że nawet jest trochę zamknięta przed Ahsoką.
-Słyszała wszystko. Poprosiłam ją o to by się nie mieszała zbytnio, by nie ucierpiała. Mimo że jej słowa były prawdziwe i wiedziałam, że na prawdę możemy sobie zaufać, i tak jej zabroniłam. Może nie powiedziała o tym Ahsoce. Tak jakby chciała się jej odwdzięczyć za to, że ona ją chroniła przed naszą tajemnicą. To jest i złe i dobre. W każdym razie troszczą się o siebie. Ich przyjaźń jest niesamowita. To jest zagmatwane. Twoja Padawanka i moja przyszywana kuzynka są przyjaciółkami od czternastu lat, a ja Cię znam od trzynastu.
-Yoda ją do mnie przydzielił... myślisz, że coś wiedział?-spytał z uśmiechem.
-Raczej nie. Idę się przygotować.-Po tych słowach wyszła z salonu w stronę odświeżacza.
________________________________________________
Mwhihihihihihihi... :P Dobra, dedyk dla:

Filozofa Patataja <33
Ali :*
Brato-Wnuczki <3

niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 78

 

                                                                     ~~Ahsoka~~

 Treningi będąc często męczące, Jedi nie sprawiało to żadnego problemu. Każdy Padawan, a nawet Mistrz Jedi uczył się czegoś nowego. Bycie Jedi to bardzo długa nauka kończąca się w czasie śmierci, a zaczynająca się w czasie narodzin. Każda żywa osoba w kosmosie wiecznie się uczy, ale każdy w innej roli. Kanclerz uczy się jako władca, inni jako Senatorowie, jeszcze inni pracując nawet w życiu codziennym. Każdy był ciekawy, jak innemu powodzi się w życiu. Każdy miał swoje zdanie; rytuały, ale nikt wszystkiego nie wiedział. Wszystkich zżerała ciekawość, jak jest tam, gdzie ich nie ma. Jak jest w apartamencie jednego z Senatorów, jak przebiegają treningi żołnierzy lub Jedi. Obrady Senatu widzieli na wielkich ekranach, które były wywieszone w wielu zakątkach planet, by można było je zobaczyć, ale wielu osobom chodziła po głowie myśl "Jak to jest przebywać tam w środku i uczestniczyć w tym wszystkim?". Ahsoka znała na to odpowiedź. Samo przebywanie tam oznaczało uczestniczenie. Dla niej polityka nie była czymś tak ekscytującym, jak bitwy czy wysiłek fizyczny, co było jedną z  przyczyn, które sprawiły, że stała się Padawanką Wybrańca. Oboje z Mistrzem nie przepadali z polityką. Mistrz unikał rozmów z Senatorami, ale paru lubił. Ona natomiast miała podobnie, ale nadal nie wiele z tego ogarnęła. Jej mentor nie umiał wytłumaczyć swojej ideologi. Nawet nie umiał dobrać u złożyć słów do skrócenia swojej filozofii w tym temacie.
 W drodze do Sali Narad Wojennych spotkała swojego Mistrza. Był w połowie pewnego korytarza, a ona na początku więc przyśpieszyła, lecz w pewnym momencie musiała biec by go dogonić, ponieważ stwierdziła, że normalnym chodzeniem tak szybko do niego nie dotrze. Też się spieszył, ale sądziła, że rozmowa może ich spowolnić. Nie bez powodu zostali oboje wezwani. Może gdyby chodziło o kogoś innego, nie śpieszyli by się tak bardzo, ale tu chodziło o Barriss. Nareszcie po tak długim czasie skontaktowała się ze Świątynią. Po raz pierwszy będzie można ją zobaczyć. Odkąd Mistrzyni Secura rozłączyła się pod koniec trwała bardzo ważnej narady po złapaniu Kanclerza, nie mieli żadnego kontaktu Felucią i jej sytuacją wojenną, a tym bardziej z Gnerał Offee. Jedynie co było im wiadomo to to, że nie wyczuli jej śmierci, ani żadnego innego Jedi walczącego na tej planecie.
-Barriss.-odezwała się Tano po tym jak weszła do pomieszczenia i zobaczyła przezroczysto-niebieską posturę wiernej przyjaciółki.
-Ahsoka.-powiedziała również ucieszona Mirialanka.
-Dlaczego się tak długo nie odzywałaś?-spytała z lekkim wyrzutem oraz dużym zaniepokojeniem Togrutanka.
-Właśnie miałam tłumaczyć. Udało mi się połączyć z Wami dopiero przed chwilą, a tu nagle Ty weszłaś. Wspaniałe powitanie, siostrzyczko.-odpowiedziała z uśmiechem. O prawie cztery lata młodsza dziewczyna widząc i wiedząc, że fizycznie nic się jej nie stało była o wiele bardziej spokojna, lecz co do psychicznej zdrowości młodej kobiecie o randze Rycerza Jedi, nie była pewna.
-Opowiadaj Mistrzyni Offee.-poprosiła Shaak Ti.
-Odkąd wylądowaliśmy z Zonderem na powierzchni planety, wszystko szło zgodnie z planem, ale później zaczęło się wszystko psuć. Namierzono nas, ale udało mi się skontaktować z Securą. Później trochę musieliśmy na nią czekać. Udało się jej nas uwolnić zaczęła się wojna powierzchni i na orbicie. Mieszkańcy szybko zdążyli się schować. Wszystko szło w miarę dobrze. Wojsko mogło dostarczać mieszkańcom trochę jedzenia. Kiedy była Wasza wielka narada, ofensywa Separatystów zaczęła się nasilać. Nie mieliśmy pewności czy można było puścić Aaylę. Kiedy odeszła, jak na złość zaczęło się wszystko psuć. Sprowadzili więcej blaszaków z nową bronią. W pewnym momencie wpadliśmy z Drake'm na ten sam pomysł ze zrzuceniem na ich stronę jedną najnowszych min bo oboje stwierdziliśmy, że była odpowiednia pora. Dopadliśmy jedną oboje. Ja jemu, a on mi chciał wyszarpać minę. Wszystko działo się szybko. W tym samym czasie też popchnęło nas martwe ciało żołnierza. Za nim upadliśmy z bombą, która zaraz miała wybuchnąć, Aayla zdążyła wypchnąć nam ją przy użyciu Mocy i siły fizycznej. Wybuchła między blaszakami za nim jeszcze spadła na ziemię. Później wyrzuciliśmy jeszcze pięć, co dało nam jakieś fory. Gdyby nie Aayla zginęłabym ja, Padawani i dużo Żołnierzy. Ja mogłabym nawet zginąć, ale nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.
-Ważne, że jesteś cała, Barriss.-rzekł Anakin.
-Inaczej nie miałabyś kogo męczyć?-zadała mu pytanie z uśmiechem.
-Po mniejszej części.-odpowiedział z uśmiechem.
-Skywalker ma racje.-odezwał się Windu.-Dobrze, że wszyscy żyjecie i jesteście cali. Sądzę, że powinniście wrócić już do domu.
-Mistrzu Windu, jest jeszcze jedna poważna sprawa.-Głos Mirialanki był nie pewny i zmartwiony.
-Tak?-zachęcił ją do mówienia Korun.
-Kiedy poszłyśmy z Ekrią na przed ostatni zwiad udało nam się znaleźć doridy. Zostałyśmy zmuszone podejść bardzo blisko, niż wymagał tego zwiad. Usłyszałyśmy walkę. Sądziłyśmy, że to mieszkańcy. Okazało się, że to Zygerrianie. Nie wiem o co im chodzi, ale niszczyli blaszaki. Uciekłyśmy stamtąd. Złożyłyśmy raport i teraz powiadamy o tym Was. Jest to raczej najważniejszy temat naszej konsultacji.-stwierdziła.
-Zygerrianie zaatakowali też Yavin.  Dwóch nie żyje i było paru rannych w tym ja.-przypomniała Tano.
-Ahsoka...-odezwała się nie dowierzając przyjaciółka.
-Nic mi nie jest. Widzisz, że jestem przecież cała.-upomniała ją Togrutanka.
-Co oni zamierzają?-spytał zdziwiony Skywalker.
-Nie mam pojęcia. Trzeba będzie wszystko jeszcze omówić i wszystko przygotować.-odpowiedział Mace.-Wyślemy Wam wymianę. Teraz niech oni powalczą. Należy się Wam odpoczynek po tej akcji.
-Dziękuję. Niech Moc będzie z Wami.-powiedziała z ukłonem.
-Niech Moc będzie z Wami.-powtórzył z nią Windu, po czym młoda Jedi rozłączyła się.

                                                                   ~~Palpatine~~

 Mustafar była planetą, na której było gorąco, ale także mroczne, co pozwalało mu się skupić i zatonąć w Ciemnej Stronie Mocy. Tam mógł objaśnić te wszystkie plany, jak zaatakować i przejąć Naboo. Planeta zawsze była mocno związana z Republiką. Skoro nie spodziewają się ataku, mogą śmiało się zacząć od tych ważniejszych rzeczy. Najpierw Naboo, a następnie Coruscant. Nikt nie miał prawa im przeszkodzić, a tym bardziej Republika Galaktyczna. Nie tak zamierzał przejąć władzę z Ciemną Stroną, ale tak, jak teraz planował też się da, chociaż wtedy byłoby mu łatwiej. Jak bardzo chciał posiąść Wybrańca i siać spustoszenie na Jedi... niestety było coś co go powstrzymywało. Jeżeli będzie trzeba - zniszczy je. Zniszczy je obie. Młodszą jak i starszą. Byleby pozyskać swojego przyszłego ucznia. Wiedział doskonale, że to one go powstrzymują. W całej trójce było czuć szczęście. Już przecież miał pozbyć się Ahsoki, ale ona wróciła i ponownie wypełniła pustkę w sercu młodego Jedi. Potrzebował stracić osoby, które są mu bliskie. Wiedział jaką rzeź spowodował w wiosce Tuskenów przez śmierć matki. Wtedy był wściekł i czuł tylko zemstę, która tak na prawdę nic nie przyniosła. Palpatine był współczujący, ale dla niego ważne były negatywne dla Jedi uczucia Skywalkera. Było mu to bardzo potrzebne. Według Sitha, ale tak na prawdę wiedział Anakin nie skłoni się tak szybko, jak ostatnio, ale wierzył, że jest to wykonalne. Jest w nim wiele sprzecznych emocji, które pomogą do tego dojść. Nawet jeżeli młody mężczyzna próbuje je wyplenić, to nie da zrobić tego szybko w tak szybkim czasie. Po za tym już od dawna jest za późno według Sitha. Przez tyle lat próbowano wyzbyć się z Wybrańca tych sprzecznych emocji, a on zamiast tego - tylko je doskonalił, a mając taką pyskatą Padawankę jak Tano nie było wcale trudno bardziej się do w to "wtopić". Dziewczyna miała podobne zachowanie do niego. Po części właśnie pomogło, ale sama jej obecność zniweczyła jego plany. Ale obiecał zemstę i że zdobędzie Wybrańca.
___________________________________________________
Proszę Państwa, czemu nikt nie mówi, żebym notkę wstawiła, hm? :P Zwłaszcza Ala, ojojoj. Dobra. Jakoś jest. Jak będą błędy to nie zabić! :P
Pozdrowienia od Fari, która po mnie przyszła, lalalala :P
Dedyk dla wszystkich <3

NMBZW!

niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział 77


                                                                  ~~Obi-Wan~~

 Nie sądził, że kiedykolwiek Anakin mógłby zrobić mu coś takiego. Stanowczo zabronił z Mistrzem Yodą, jemu i Padme, ale oni złamali zakaz. Można było się tego nawet spodziewać, ale Kenobi nie mógł pogodzić się z tym, że jego niedoszła padawanka, o tym bardzo dobrze wiedziała. Jej zdołał wybaczyć nie wiedząc dlaczego, skoro tak go oszukała, ale jej wybaczy. Lecz jeżeli chodzi o jego dawnego przyjaciela, to raczej nie. W zasadzie nie wiedział co ma zrobić, jeżeli chodzi o Anakina. Chciałby mu powiedzieć wszystko co o nim sądził w tej sytuacji, ale nie umiał pozbierać tego w słowa. Nawet głośno nie umiał wysłowić się na ten temat. Dziękował Mocy, że Rada nie poprosiła go o zdanie w tej sprawie. Wiedział, że nie dałby rady wydukać choć jednej litery. Patrzenie na byłego ucznia było wielkim wyzwaniem. Nie sądził, że kiedyś go tak bardzo zawiedzie. Rozumiał łamanie rozkazów czy zakazów, które przy jego małżeństwie były błahostkami. Ale najbardziej w tym wszystkim współczuł Ahsoce. Mimo że wiedziała, musiała wybrać. Może myślał egoistycznie, ale naprawdę pragnął by wybrało właśnie jego. Żeby nie popełniła podobnego błędu, jak jej mentor. Była młoda i miała dość rozumu, ale często brała przykład ze Skywalkera, więc i teraz mogła wziąć. Nie wiedział czy w każdym z tych wyjść było po pięćdziesiąt procent, czy jest większa różnica.
-Generale.-Wyrwał go z zadumy Cody.-Melduję, że z zachodu nadchodzi pięć plutonów Droidów Bojowych. Prawdopodobnie wiedzą gdzie się znajdujemy.-poinformował.
-Dobrze. Dziękuję. Zbieraj żołnierzy.-polecił.
-Tak jest.-Klon potwierdził rozkaz stojąc na baczność, po czym odszedł wykonując to, co mu kazano.
 Kenobi poszedł za nim. Podczas kilkudniowego przebywania na Utapau, największym zwycięstwem było zabicie Generała Grievousa, który zabił wielu Jedi. Od jego śmierci walczyli z dużymi batalionami separańskich blaszaków. Teraz kiedy mieli trochę odpoczynku, nadciągały drugie. Ostatnie przemyślenia, były pierwszymi od przybycia na planetę. Nigdy nie miał czasu. Cały czas był w biegu dzielnie walcząc o Republikę. Pokonał Generała - to jedno zwycięstwo. Wyzwolić całą planetę - całkowite zwycięstwo. Bitwa na Utapau była jednych z końcowych. Niestety nie Mistrzowi Jedi nie udało się powstrzymać Rady Separatystów. Nie udało mu się też usłyszeć na jaką planetę zostali przetransportowani. Tak czy siak był przekonany, że Rada szybko ich wychwyci. Wojna się skończy wraz z zatrzymaniem Federacji Handlowej, Gildii Kupieckiej i innych ważnych instytucji maczających palce dość głęboko u Separańców.
 Stanął na podeście, z którego wyraźnie było widać zbliżające się bataliony blaszaków. Nie minęło dużo czasu, kiedy zaczęła się ofensywa na Wojska Republiki. Klony oraz ich Generał - Jedi zaczęli się bronić. Od razu na start zbito około dwadzieścia blaszaków, a automaty zdołały zabić w tym czasie tylko trzech klonów. Kenobi ze wszystkich sił próbował ochronić swoich żołnierzy, ale wiedział, że i tak się nie da. Z lekkim zadowoleniem patrzył, jak niszczyli droidy. Separatyści sami o nie nie dbali, więc wszystko szło na marne. Cały metal, był niepotrzebnie wykorzystywany. Jedynie co sprzyjało złowrogiemu przeciwnikowi, to to, że nie musieli brać na siebie poczucie winy za zmarłe klony. Wielu Jedi zdążyło się dobrze poznać z klonami, a tym czasem musieli się pożegnać nie mogąc powiedzieć im "Żegnaj". Nie wszystkim klonom mają okazję pokazać szacunek, który jest nawet większy, niż żołnierzy do Jedi. Większość wrażliwych na Moc przeżyła starcie z Separatystami, klony nie. Zawsze ginęło ich wiele. Były to żywe istoty, które urodziły się po to, by żyć dziesięć lat w spokoju, walczyć przez jakiś czas, a później umierać. Normalne osoby uznają to, jako śmierć niczym zdeptany robak.

                                                                   ~~Zygerria~~

 Jedynie co oświetlało dość duże pomieszczenie, były ledwo przebijające się przez ciemne zasłony promienie słońca. Pięciu Zygerrian siedziało w okół wielkiego kręgu wyznaczonego kafelkami podłogowymi z wzorami różniącymi się od reszty. W jednym punkcie stało większe krzesło. Był to Zygerrian przewodzący wszystkimi. Na jego twarzy był namalowany chytry uśmiech, po którym ślad pozostanie na bardzo długo. Był dumny z siebie i swoich rozkazów. Zaatakował już Enklawę Jedi Yavin, o której wiedział ze swoich tajnych źródeł oraz Felucię, gdzie jego wojska na razie niszczy droidy bojowe Separatystów, a następnie wykończy wojsko Republiki. Zamierza podbić jeszcze kilka planet, a ostatecznie - Coruscant. Każdą z planet zamierzał zniewolić, jak niegdyś Rakatanie. Obiecał sobie, że jego Imperium będzie o wiele lepsze i będzie trwało o wiele, wiele dłużej. Tak widział przyszłość Zygerrian, ale miał obawę, że jego następcy mogą coś zepsuć, ale to nie oznaczało zostawienia tego od tak. Na swojego zastępcę zamierzał dać osobę, która zajmie się tym wszystkim równie dobrze jak on oraz przekazać mu, aby osoba, zasiadająca za niego, była mu wierna. Cała ta zasada, będzie trwała przez resztę wieków, w których Zygerrianie będą rządzić galaktyką. Będą mieć największą władzę, a po Republice zostaną jedynie wspomnienia oraz jakieś opowiadania lub plotki. Jedi nigdy ponownie nie powstaną ze swoim tymczasowym rządem. Nie będzie osób wrażliwych na Moc, a jeżeli stanie się sytuacja, w której pojawi osobnik wrażliwy na Moc - będzie wykorzystany w ich celach.
-Nie spotkaliśmy się tu z byle powodu. Udało nam się zaatakować na razie dwie planet. Na jednej toczy się walka między Republiką, a Separatystami, na drugiej ucierpiało paru Jedi i dwóch zginęło. Może nie jest to zbyt wielkie zwycięstwo, ale na Felucii kończymy z Separatystami, a za niedługo Republika też nie przeżyje. Kolejnym celem jest Naboo. Jedna z najbardziej, a raczej to ona jest zbliżona do Republiki najbardziej ze wszystkich planet i nawet tych, które były od dawna blisko z Republiką. Dlaczego tamten cel? Właśnie też dlatego, ale będą tam też Separatyści. Podsłuchaliśmy ich. Na ratunek przyjdzie pewnie wielu Jedi, a w tym Bohaterowie Republiki. Sądzę, że to wygramy.
-Bohaterowie Republiki? Żartujesz sobie? To Jedi, którzy wygrali wiele bitew i są dobrze wyszkoleni. Chcesz narazić nasze wojska?-spytał drugi Zygerrian od jego lewej.
-Zależy czy ma się na nich jakieś haki. Znając ich tajemnice, można wiele.
-Skąd mamy je znać? Po za tym Jedi nie mają tajemnic.-Tym razem wyraził się osobnik, który był pierwszy po jego prawej stronie.
-Mylisz się. Jedi są jacy są. Pozwoliłem sobie na wysłanie szpiega do Świątyni. Jedi są zbyt zajęci szukaniem Kanclerza, który uciekł. Nawet nie wiecie ile sekretów Anakina Skywalkera udało mu się zdobyć, a Jedi tego nie zauważyli. Podobnie było z zamachem. Teraz tamta dziewczyna ma niezbyt miłe relacje w "domu". Wszyscy się od niej od wrócili, prócz Rady, padawanki Skywalkera i jej przyjaciół. Reszta obgaduje ją na każdym kroku, a młoda Bohatera robi zamieszanie. Po tygodniu nastąpił niestety koniec jego szpiegostwa. Dziś w nocy kontaktując się z nami, napotkał Adeptkę. Myślał, że spróbuje, ale nie udało mu się. Podobno uciekł i nie zauważono go. Adeptka miała może z sześć lat.
-Oby było tak jak mówił. Nie możemy się zdradzić. Musimy jak najszybciej zacząć ofensywę na Naboo i inne światy, a na koniec Coruscant.-odpowiedział pierwszy  po lewej. Była to chyba najbardziej zaufana mu osoba z całej czwórki.
-Coruscant nie będzie można zaatakować łatwo, ale zakładam, że to wygramy.
-Separatystów odcięli.
-Im więcej nasi żołnierze będą się bronić, tym Jedi będą mieli większe poczucie winy, że zabijają żywe istoty, które działają na korzyść naszego rządu. To my im będziemy zagrażać nie nasze wojska, które zamierzam brać z niewinnych rodzin, ale kto nie odważy się walczyć za planetę, która za niedługo będzie rządziła i wybije wszystkich Jedi? Przypilnuję, żeby Zygerria miała największe wpływy i najlepiej się nam żyło. By wszystko było pod dostatkiem, a kiedyś przypilnują tego moi następcy. Z racji tego, że Jedi będą zmuszeni zabić niewinnych mieszkańców, którzy zostali wywołani - nie będą mieć takiego wielkiego zapału do walki.
-Liczę na to, że masz racje.-odezwał się po raz pierwszy piąty osobnik całego zbiorowiska.
-Mój plan jest nie zastąpiony. Zapewniam Cię.
_______________________________________________
Jak są błędy, to ja się zabiję! x.x Do Polaków:
Jak tam długi weekend? :) Cieszycie się, że we wtorek już jest święto? Ja nie mogę się doczekać :)
Dedyk dla:
Soni ♥ 
Brato-Wnuczki <3
Ali :*
Martyny :*

NMBZW!  

niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 76


                                                                     ~~Padme~~

 Zachód słońca na Coruscant był piękny. Podążając po galaktyce, jako Senator widziała wiele zachodów słońca, ale nie wszystkie były urzekające. Wprawdzie spodobały się jej trzy. Coruscant, Naboo oraz Tatooine. O dziwo miała z tymi miejscami wiele wspomnień. Naboo: całe dzieciństwo; bycie królową; postawienie do pionu relacji między mieszkańcami lądu, a Gunganami, którzy mieli własny, podwodny świat. Kolejną była Tatooine, która miała aż dwa słońca, na które można było patrzeć z podziwem. Mimo że piaszczysta planeta, nie miała wspaniałych mieszkańców i idealnych domów, ale miała piękny zachód słońca. Z planetą miała jedyne piękne wspomnienie. Związane z Anakinem, który mimo wieku, jest jej mężem i będzie ojcem jej dziecka. Tatooine ma także smutne wspomnienia. Tam Shmi Skywalker była katowana, przez co zmarła w ramionach syna. Dziesięć lat wcześniej, Padme także tam wylądowała przez trudną sytuację na jej ojczystej planecie. Panowała tam wtedy inwazja Federacji Handlowej. Jedyną dobrą stroną, było właśnie spotkanie dziewięcioletniego chłopca, który teraz pełnij w jej życiu rolę w męża.
 W trakcie kiedy sortowała swoje sukienki, przyszła do niej młodsza służka. Jej młoda twarz była łagodna i lekko uśmiechnięta. W oczach dziewczyny krył się podziw, jak u każdej służki na początku. Podziw względem jej osoby. Była cenioną osobą z ważnymi stanowiskami na ich ojczystej planecie, od najmłodszych lat. Teraz, mimo że była ciężarną kobietą, radziła sobie bardzo dobrze. Miała wiele obowiązków i wykonywała je tak, jak zwykle wcale się nie przemęczając. Była w dobrym stanie. Wszystko szło lekko. Była kobietą, która emanowała zdrowiem i szczęściem.
-Pani.-rzekła służka.-Połączenie z Naboo.
-Dziękuję Ci Elle. Mogłabyś się zająć tymi sukienkami?-spytała Senator.
-Oczywiście.-odpowiedziała młodsza, po czym się ukłoniła i zajęła się tym o co ją poproszono.
 Amidala powoli udała się do salonu. Nie uważała, że mogło być to coś aż tak poważnego, by wymagało wielkiego pośpiechu. Szczerze, to nawet nie wiedziała kto zamierza jej coś przekazać. Po tym jak usiadła na wygodnej, kremowej kanapie, załączyła komlink. Przed jej oczyma stanęła jej Wysokość Królowa Apailana. Senator już miała się podnieść, gdy królowa zaprotestowała tej czynności. Jej młoda twarz była niewinna, zakłopotana i przepełniona winą.
-Pani Senator, przepraszam panią.-powiedziała żałośnie.
-Ale za co?-spytała zdezorientowana kobieta.
-Przyjęłam dziś na audiencji Twojego ojca. Wyrwało mi się o Tobie. On nic nie wie, prawda?
-Nie. Nie powiedziałam im jeszcze. Co dokładnie wie.
-Wie, że jesteś w ciąży. Nic więcej.
-Cóż... i tak mi wiele do powiedzenia zostało. Sama nie wiedziałam od czego zacząć. Mogłabym Ci raczej podziękować. Ułatwiłaś mi sprawę.
-Przepraszam jeszcze raz, Pani Senator.
-Nic się nie stało. Na prawdę. Poradzę sobie. Proszę nie zawracać sobie głowy.-zapewniła ją Amidala.
-Przepraszam. Powodzenia.-życzyła jej królowa, a kobieta odpowiedziała podobnie, po czym się rozłączyły. Jak na zawołanie, po chwili nadeszło kolejne połączenie również z Naboo. Senator wiedziała kto to. Jej rodzina. Jej myślenie nad tym co zamierza im powiedzieć, trwało krótką sekundę, ale nadal nie wiedziała jak się odezwać, lecz odebrała. Przed nią ukazała się trójka ludzi. Matka, siostra i ojciec. Nie chciała nawet próbować odczytać emocji z ich twarzy.
-No siostrzyczko, kim jest ten szczęściarz?-spytała z uśmiechem siostra.
-Dlaczego nic nie powiedziałaś?-spytała matka.
-To nie jest łatwe. Ile ja bym musiała mówić...-odpowiedziała.
-Kto jest ojcem?-spytał Ruwee.
-Mój mąż.-Sola o mało nie zakrztusiła się powietrzem. Nie umiała uwierzyć w to co słyszała!
-Od kiedy Ty masz męża?!-spytała wreszcie zdziwiona.
-Od trzech lat.-odpowiedziała jej siostra.
-I nic nam nie powiedziałaś?-spytała Jobal.
-Tajemnica musiała zostać tajemnicą.
-Kto to jest?-spytał ojciec. Mimo że było to dla niej trudne, chciała mieć już za sobą tą wyjawioną informację.
-Anakin.
-Padme, wyszłaś za mąż za o pięć lat młodszego Jedi?-spytał zdziwiony i lekko sfrustrowany Naberrie.
-Tak.
-Co na to Rada?-spytała Sola.
-Nie wiem. Anakin poszedł przedwczoraj i się przyznał... a później odszedł z Zakonu.
-Opuścił Zakon dla Ciebie?! On jest Bohaterem Republiki!-Już trochę starsza twarz ojca, była zdenerwowała. To nie był koniec. Mimo że nie powinno się na nią krzyczeć, to rozumiała jego złość. Anakin sam chciał opuścić dla niej Zakon, mimo jej sprzeciwów, ale czy do ojca to dotrze? Wiedziała, że kiedyś to zrozumieją. W końcu to miłość.
-Próbowałam go powstrzymać, ale sam to zrobił. To nie była moja wina.
-Ale zrobił to dla Ciebie!
-Nie zmuszałam go! Sam podjął tę decyzję. Wrócił już. Musiał.
-Bo Ty go zmusiłaś?
-Do niczego go nie zmuszam!
-Dlaczego nie wybrałaś kogoś innego? Myślałaś co będzie w HoloNecie?
-Nie będzie nic w HoloNecie bo to zostanie tajemnicą między królową, nami i Radą.
-Ale może wypłynąć. Myślałaś chociaż?
-Myślałam o tym co dzień przez te trzy lata! Jeszcze coś?-Nie czekała na odpowiedź. Po prostu się rozłączyła. Nie miała ochoty słuchać. Nawet nie umiała sobie przypomnieć czy spodziewała się lepszej czy gorszej reakcji.
-Padme?-odezwał się młody głos, na którego dźwięk Senator obróciła się. Atari szła powolnym krokiem w stronę kanapy.
-Słyszałam wszystko.-oświadczyła jej siadając obok i obejmując ją ramieniem.
-Nie mieszaj się w to. Nie ma potrzeby.
-To, że w części byłam z wami w rodzinie, to z Tobą utrzymywałam najbliższy kontakt. Ile razy ich widziałam? Cztery pięć? Ciebie widziałam o wiele więcej razy. Ty też jesteś moją mentorką.
-I dlatego radzę Ci się nie mieszać nie potrzebnie. Bądź "czysta"
-Oj tam. Muszę.

                                                                ~~Ahsoka~~

 Dlaczego większość Jedi twierdzi, że Tano ma łatwo? Chciałaby znać odpowiedź na to nurtujące ją pytanie. Twierdzono też, że ma o wiele większy talent. Nie wiedziała, dlaczego tak twierdzili, ale wiedziała jedno - nie miała wcale łatwo. Czy większy talent? To zależało od tego, czy ona się bardziej przyłożyła. Na akceptację Anakina musiała pracować długo i ciężko, za nim zaczął ją traktować poważnie. To, że się jakoś dogadywali, nie oznaczało, że nie widziała w oczach wymagania, co do niej. Musiała dać z siebie wszystko, by to co teraz było między nimi - powstało. Nie było to na pewno łatwe, jak uważają wszyscy. Było, jest i zapewne będzie trudno jeszcze przez długi czas. W Wojnach Klonów miał wiele wrogów, co za tym szło - ona też miała. Miała wrogów takich, jak on. Jako jego Padawanka była na to skazana. Była skazana na pojedynki z Asajj Ventress czy Generałem Grievousem. Cieszyła się, że nie kazano jej walczyć z Hrabią Dooku. To, że go lekceważyła słowami, to nie miałaby odwagi się z nim zmierzyć. Jej Mistrz, już kilka razy się z nim zmierzył, a przy pierwszym razie stracił koniczynę, co zakłóciło jego połączenie z Mocą. Mimo że nie wielu do końca wierzy, że Skywalker jest tym wybranym, to prawdopodobnie Moc go uratowała. Samo rzucenie się na tego Sitha, jest równe z głupotą nawet w jego przypadku. Drugi Bohater Republiki również ucierpiał, mimo dość dużego talentu.
 Twierdzenie, że ona ma wszelkie luzy nie jest prawdą. Jest przeciwieństwem. Zawsze, przez niego mogła ucierpieć z ręki wrogów na różne sposoby.
______________________________________________
Tak, tak wiem, zdjęcie omylne :P Musiałam coś co by mniej więcej odzwierciedlało porządki w szafie :P
To ten... mam wcześniej internet! :3 Dodaję, dziękuję za uwagę, do zobaczenia za tydzień.
Dedyczek dla wszystkich <3

NMBZW!