niedziela, 5 czerwca 2016

Rozdział 138


                                          ~~Plo Koon~~

    W niespodziewanym momencie, zaczął się nalot kolejnych droidów. Czuł się, jakby wielka fala zaczęła go okrywać, a on miał za zadanie stanąć przeciwko niej, walczyć o siebie i o innych. Bo tak to wyglądało - kiedy walczysz i żyjesz, chronisz innych. Jeśli umrzesz, to ich zawiedziesz. Jedna całość. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.
    Nie poddawał się, choć żołnierzy do walki miał naprawdę mało i coraz więcej ich ginęło. Po raz kolejny, podczas walki, pomyślał, jak te żywe istoty zostały źle potraktowane przez los, a przecież mogli być zwyczajnymi cywilami z żonami i gromadką dzieci... na które w tamtych czasach trudno było zarobić na godne wyżywienie oraz dobre warunki do życia.  Ale to tylko kwestia czasu. Republika naprawia się szybciej niż ktokolwiek by się spodziewał. Owszem, przez jakiś czas nastanie jeszcze gorszy jeśli chodzi o temat kredytek, ale wszystko się unormuje.
    Moc tak podpowiadała.
    No właśnie, skoro Moc tak ochoczo radziła Jedi w wielu poważnych sprawach i podpowiadała im różne wyjścia z każdej sytuacji, to dlaczego nie pomogła mistrzowi Plo przewidzieć groźnego strzału w jego stronę? Ba, nie tylko jemu, ale i wielu innymi rycerzom Jedi i padawanom?
    Ale Moc tak nie działała. Niestety.
    Zdawało się, że Moc ich opuściła, jakby chciała zobaczyć, jak radzą sobie bez niej, czy w ogóle coś potrafią bez jej obecności. Ale czy aby na pewno? A może to Palpatine staje się coraz silniejszy, wysysa z nich całą energię, a oni nic nie czują, bo zwyczajnie stają się słabi. Republika nie chce słabych, taka prawda. Kiedy w pewnych momentach wszystkim wydawało się, że Jedi przegrają, a wtedy każdy wyrażał swoje uprzedzenia. Dlatego teraz, Plo Koon, ale zapewne nie tylko on, porównywał Jedi do kurzu - znajdą się wszędzie, ale są niepotrzebni. Tak, tak właśnie się czuł w chwili, kiedy nie czuł żadnego kontaktu z Mocą, a spodobał się pociskom.
    Wszystko zaczęło się dziać tak niespodziewane! Co najlepsze, nikt z znajdujących się tam nie obchodził urodzin, więc niespodzianka była do kitu... a impreza nadal trwała! Czym sobie zasłużyli? Moc wie! O, nie, przepraszam - Moc ich przecież opuściła albo bawi się w chowanego... lub Palpatine bawił się w bezdomnego, bo w sumie nikt nie ma pojęcia, gdzie ten skurkozjad teraz mieszka.
    Całe to zamieszanie zaczęło się od przylotu kanonierek, z której wyskoczył sławny Obi-Wan Kenobi wraz ze swoim 212 Batalionem Szturmowym.
    - Mistrzu Plo! - krzyknęła Bultar Swa.
    - Wolffe, nie! - wrzasnął jeden z klonów. Kątem oka, Koon zauważył, że to komandor Cody. Kto by pomyślał, że ten lojalny żołnierz, to będzie ostatnia osoba, którą wtedy zobaczy.
    - NIEEEE! - usłyszał głos Obi-Wana. Głos przyjaciela, to dźwięk, który ukoi każdy ból. Nawet ten spowodowany śmiercią.
    Przed oczami stanęły mu sceny wyróżnione przez Moc. Bo to ona, prawda? To ona chce go mile pożegnać?
    Zobaczył moment poznania małej, togrutańskiej istotki - Ahsoki Tano. Jej każdy uśmiech w jego kierunku przewijał się niczym slajdy, którym nikt nie ustawił czasu w odstępach.
    Moc sobie z niego zakpiła. Czemu nie zabiła go od razu na Cato Neimodii? Po raz kolejny został trafiony przez klona, po raz kolejny nie zdążył się pożegnać z Ahsoką i innymi swoimi przyjaciółmi, po raz kolejny czuł, że zawiódł, po raz kolejny przegrał.
    Czy Moc tak samo zabawi się z innymi Jedi, którzy wyszli cało z ataku wirusa?
    Czy na chwilę pozbawi ich wiary i zechce pokazać im drugą stronę? Odważy się?
    Czy zabierze mu Ahsokę?

                                                   ~~Ahsoka~~

   W natychmiastowym tempie została przetransportowana z Darredem na główny plac, w celu uzdrowienie ich ran. Tak naprawdę, to ona oberwała najmocniej z ich dwójki. I psychicznie i fizycznie, a zachowywała się, jakby jej towarzysz był umierający. On też się tak zachowywał, ale Fives widział w tym wielką niesprawiedliwość.
    Ahsoka jęknęła, zamknęła mocno oczy i dotknęła ręką swojej lewej piersi.
    Czuła, jakby ktoś boleśnie odrywa jej sporą część serca, a reszta chce ją z powrotem. Wyczuwała pustkę wokół siebie i w Mocy. Miała świadomość, że kogoś lub czegoś brak... jej serce cierpiało, a fizyczne rany przestały być dla niej największym utrapieniem. Każdy jej skrawek reagował na to zbyt wrażliwie.
    - Ahsoka, co się dzieje? - zapytał Fives. Nie wiedzieć czemu, zwrócił się do niej imieniem, a nie "Komandorze", ale miał usprawiedliwienie - po prostu się martwił, a chęć uzyskania szybkiej odpowiedzi wolała iść na skróty i ominąć jej status.
    - Moc... muszę porozmawiać z innymi. Muszę porozmawiać z Anakinem albo z mistrzem Yodą. Kiedy będziemy na miejscu? - dopytywała się.
    - Już się zbliżamy, pani komandor - odezwał się pilot.
    Tano próbowała się podnieść do pozycji pionowej. Fives ochoczo podtrzymał jej ramię, mimo jej protestów.
    - Nie trzeba, dam radę - upierała się. Zaraz po tym kanonierką zachwiało i o mało nie upadła.
    Kiedy wylądowali, sama wyszła i szła przed siebie nie prosząc nikogo o pomoc. Za to wzięła pod ramię Darreda i ciągnęła go, jak szmacianą lalkę. Instynkt jej podpowiadał, że zostanie za to ochrzan, ale obiecała, że doprowadzi go do końca, bez względu na jej rany.
    - Darred! - krzyknęła pewna brunetka. Ahsoka zauważyła dużą podobiznę do Padme i do Atari z dawnych lat.
    - Sola! - ucieszył się towarzysz padawanki. Przeprosił ją i chwiejnym krokiem podszedł do kobiety, uściskał i zaczął całować, a Ahsoka po prostu szła dalej.
    - Przeżyłeś! - powiedziała "Sola"
   - To dzięki tej padawance Jedi. To niezwykle odważna osoba, uratowała mnie. Ostatniego, ale uratowała.
    - Dziękuję - zwróciła się do Ahsoki kobieta, a dziewczyna odpowiedziała uśmiechem.
    - Smarku! - usłyszała padawanka i gwałtownie się odwróciła.
    Jak ma się zachować? Była strasznie nieposłuszna, doprowadziła do śmierci niewinne osoby... Czy zasłużyła na tak dużą rzecz, jak odzywanie się?
    - Mistrzu! - z trudem poczłapała do niego i wreszcie mógł wziąć ją w ramiona. Swoją padawankę. Swoją wymarzoną, młodszą siostrzyczkę. Trzecią, najważniejszą kobietę w jego życiu. Nikt chyba nie mógł pojąć, jak wielka była jego ulga, kiedy ją zobaczył. Poturbowaną, ale żywą. Nikt nie mógł pojąć, jak wielkie było jego zmieszanie, kiedy zauważył wściekły wzrok Soli, Moc wie dlaczego... a no tak, ten facet równie poturbowany, jak uczennica Skywalkera. Tak wielkie szczęście go spotkało! Przypomniał sobie spędzone chwile nad jeziorem. Chciał skakać, a teraz miał podobne chęci, ale wręcz przeciwne do pozytywnych.
   - Przepraszam. Zabiłam Tarkina, zabiłam masę osób w fabryce, to ja ją wysadziłam, ale nie zrobiłam tego celowo, to był wypadek! Przyznaję się, nie powinnam iść na Tarkina, powinnam zostać z Atari...  - tłumaczyła.
    - Ciii... - uspokajał ją. - Jest dobrze, Ahsoko.
    - Soka! - W ich stronę biegła Atari wraz z Barriss. Bez skrupułów rzuciły się jej w ramiona i choć Barriss jest uzdrowicielką, na chwile nie miała pojęcia, że może to sprawić ból jej przyjaciółce.
    - Au, au, au... - jęczała Tano.
    - Dziewczyny, wystarczy. Barriss, zajmij się nią - polecił Anakin.
    - A co z raportem? - zapytała togrutanka.
    - Potem go złożysz - odparł.
    - Nie! - Z niewielkiej odległości doszło do nich rozpaczliwe zaprzeczenie Aayli Secury.
    - Co jest? - zmartwił się Anakin.
   Kobieta popatrzyła na mężczyznę zaszklonymi oczami. Nogi prawie się pod nią uginały, jakby od zaraz miała być niepełnosprawna do końca życia.
   - Mistrz Plo... on nie żyje - powiedziała załamana. Widać, że nie miała odwagi popatrzeć na Ahsokę.
   - Nie... nie... nie... - powtarzała w nieskończoność siedemnastolatka. Stwierdziła, że świat jej się zawalił, a to co ostatnio przeżywała na Coruscant, to nie to, mimo że wiedziała od zawsze. Zawsze miała świadomość, że poczuje, kiedy Mistrz Plo odejdzie, że to poczuje - największy ból. Co miała zrobić, kiedy ktoś, kogo traktowała jak ojca, ktoś kto poświęcał jej uwagę i wolny czas niemalże przez całe życie. Osoba, od której wyciągnęła najwięcej nauki, która ją wychowała i opiekowała się, jak skarbem. Osoba, która jako jedyna wypowiadała zdrobnienie "Soka" z takim uczuciem. Osoba, której nie zdążyła zbyt wiele razy okazać, jak bardzo była dla niego ważna, ale on zawsze był tego świadomy.
    Dziewczyna upadła na kolana. Anakin próbował ją tknąć, ale odtrąciła jego rękę. Dziękowała w Mocy, że dziewczyny nie próbowały się ruszyć, to pomagało, choć były dla niej bardzo ważne. Sama ich obecność dużo zdziałała, ale nie chciała pozwolić się dotknąć. To pogorszyłoby sprawę... pocieszenia... słowa bez sensu, bo nie ukoją takiego bólu, a przynajmniej nie w tak świeżej sytuacji.
    Czuła na sobie wiele spojrzeń i miała świadomość, że każdy słyszy jej głośne szlochanie, choć to nie dawało upust jej emocjom. Sama nie potrafiła ogarnąć, co mogłoby teraz opisać jej... wprawdzie nie do opisania ból.
    Anakin przyklęknął przy niej. Starał się jej nie dotknąć, choć był jedną z trzech osób, która najchętniej by ją przytuliła i nie wypuściła póki by się nie uspokoiła.
    - Ahsoka - zwrócił się do niej tak cicho, że nawet Atari i Barriss nie słyszały. - Musisz być silna, rozumiesz? Wiem, jak się czujesz i wiem, że nie powinnaś dać upust swoim emocjom w złości. Nie popełniaj mojego błędu. Bądź cierpliwa i korzystaj z rad póki nie będzie za późno. Zemsta nikogo wielkim nie czyni. Przez nią się tylko stoczysz, a potem będziesz żałować i czuć ulgą, a nie powinnaś. Zwłaszcza za śmierć niewinnych osób. Jak matki i dzieci. Po latach stwierdzić, że zobaczenie ich martwych ciał wcale nie było dobrym pomysłem, a ty masz jeszcze więcej błędów na sumieniu. Nigdy ich z siebie nie zdejmiesz, bo nie da się cofnąć przeszłości. Mistrz Plo nie chciałby, abyś popełniała wielkie błędy.
______________________________________________WAŻNE!
W tym rozdziale Atari pojawiła się po raz OSTATNI. Czemu? Powtórzę, to był błąd pożyczanie jej, źle ją odwzorowałam. Była i się zmyła. Ok? Po prostu. 
Nie wiem, jak to się stało, że 5 rozdziałów w przód mam ich nagle 4... wat? O.o To ja nieźle się obijam...
Jest ciepło, mi dopierdzielili trzy sprawdziany na koniec :))) Wcale nie mam ochoty ich udusić. WCALE. I jeszcze lektura na koniec! Tego mi brakowało! Ale akurat fajna jest, luźno się czyta, szybko :D
Dedykacja dla:
Patataj ♥ - trzeba wreszcie wygrać te bluzy XDD
Soni ♥ - patelnio i ćwiczenia z EDB XD
Magdy - ludzie, moje odblokowywanie jej musku działa!
Olgi - bo nigdy tu nie miała xD

NMBZW! 

3 komentarze:

  1. Co... nie! Nie chcę! DLACZEGO?! JAK MOGŁAŚ ZABIĆ PLO... I robisz depresję Ahsoce! Wyłączasz Moc! Kiwiiiii!!!
    Dobra. Widzisz, mój musk pracuje coraz lepiej, coraz lepiej! Terapia działa ! Aha, no i byłam tu pierwsza, ale nie robiłam "zajmuję", bo to nieładnie (Widzisz, jakie masz wychowane dziecko? XD). Ej no ale serio. To jest jakiś depresyjne wzruszający rozdział. Czemu...?! Oki. Będzie gorzej. I w nosie. Ale fajnie się czyta. Tak płynnie! Jak jedwab! Poezja. A, dzięki za dedykację. A teraz chodź na terapię, trzeba mi odblokować musk.
    NMBZT!
    Dziecinka :***

    OdpowiedzUsuń
  2. KIWIIII! TY CHOLERO JAK MOGŁAŚ?! E no dobra,ja już dawno to wiedziałam ale... nosz kurrtt... To że ja planuje smutne rozdziały na HP nie znaczy,że ty masz wstawiać jeszcze smutniejsze u siebie! Dem ju Kiwi, dem ju! <.< Zjem Cię usmażoną na patelni Carycy Katarzyny II! >.<
    NMNBZT! >.< ♥
    Sonia

    OdpowiedzUsuń
  3. No, prawda, że Atari jest tak trochę zupełnie inną osobą, a właściwie z moją Ati łączy ją jedynie imię xd
    Cóż, Plo nie żyje. Jak, że umarł już dawno temu w Rozkazie 66, nie mogę powiedzieć, że jest mi przykro. Płaczę tylko na Rozkazie xDDD
    Tak, w końcu komentuję. WOWOWOW xD
    A że minął od rozdziału ponad miesiąc to szczegół :D
    Kocham <3
    Dzięki za dedyk <3

    OdpowiedzUsuń