niedziela, 11 września 2016

Rozdział 143


                                   ~~Anakin~~

    To istne szaleństwo. Uwierzył w tę przepowiednię, uwierzył, że to on jest wybrańcem i do niego należy rola zmierzenia się z Palpatinem. Ponadto, włączył mu się tryb myślenia o Padme. Bo czemu nie?! Idzie się walczyć z gościem, który chciał wybić cały zakon i pragnął głowy Padme, to sobie o niej pomyśli! Świetnie! Niech szybciej ją znajdą! Co z tego, że miał o niej nie myśleć? Musiał i to jeszcze w takim momencie!
    Przeszedł przez dach, jakby to była zwyczajna płaszczyzna, a jego zachowanie można oceniać, jak zachowanie idioty. Czemu? Szedł sobie swobodnie, jak gdyby nigdy nic, jakby żadna bitwa w okół niego nie miała miejsca, a on sobie spacerował po bazarku, choć żaden w pobliżu się nie znajduje. No, ale co mu zostało do stracenia? Nie zamierzał kroczyć ze spuszczoną głową, przecież nie podążał do miejsca, gdzie znajduje się szubienica, bądź, w najgorszym wypadku, gilotyna. Do czego dążył? Do pokonania pomarszczonego Sitha, ale kto wie czy mu się uda. Mimo wszystko, z każdą chwilą tracił wiarę w swoje możliwości. To przykre.
    W sumie, to nie miał bladego pojęcia dokąd zmierza. Jego szatę efektownie rozwiewał wiatr, a twarz wykrzywiał grymas, bo do oczu leciały mu ziarenka piasku. Tak, jak na złość, przyjdzie wichura, a razem z nią burza, potop, armagedon i te sprawy. W końcu Palpatine zamierza wyjść z kryjówki. Tak na poważnie, nie oszukujmy się. Czekają na niego mroczne chwile, które równie dobrze można nazwać poważną katastrofą. Nie wiadomo, jak skończy się nadchodzące spotkanie.
    Przyznał, że za nim dość długie godziny, niezbyt się wyspał, a bitwa trwa w najlepsze. Drugi dzień, a ten co? A ten wędruje na drugi koniec miasta, na jakiś mały plac, bo Palpatine tego chce? Chyba tam mają się spotkać... w sumie, to skomplikowane. Sam nie wiedział co się z nim dzieje, w jakim jest stanie psychicznym.
    Stanął na szczycie dachu i popatrzył w dal. Ujrzał zakapturzoną postać stojącą na jednym z końców małego placu pomiędzy paroma kamienicami.
    Anakin ruszył przed siebie dumnym krokiem. Z każdym metrem co raz bardziej czuł mroczną aurę Palaptine'a.
    Minuty ciągnęły się, jak godziny, ale wreszcie wszedł na plac. Podeszwy jego butów uderzały o kostkę brukową i ten dźwięk był jedynym dźwiękiem, który wypełniał niezręczną ciszę. Oczy Jedi dumnie wpatrywały się w przeciwnika, którego twarz zakrywał kaptur.
    - Liczyłem na to, że przyjdziesz, Anakinie - odezwał się Palpatine. Jego głos brzmiał, jak za dawnych czasów, jakby nigdy nic się nie stało, jakby ich wieloletnia przyjaźń się nie skończyła. Ale czy można takie coś nazwać przyjaźnią? Anakin ufał Kanclerzowi Republiki, bo przyjaźń polega na zaufaniu. Czuł się u niego bezpiecznie, bo przyjaźń polega na wzajemnej opiece. Czuł się, radosny, spokojny, opanowany, bo przyjaźń polega na tym, aby wzajemnie poprawiać sobie humor i powstrzymywać od różnych złych uczuć, bądź popełnienia błędu. Czuł się szczęśliwie, bo na tym polega przyjaźń - wzajemnie uszczęśliwiać przyjaciela.
    Czy w takim razie, Anakin miał uważać jego relacje z Palpatinem za przyjaźń? Czy sam dał takie poczucie Palpatinowi? Zapewne nie, skoro Palpatine go tak strasznie potraktował! Oszukiwał cały czas, a osoba, która była mu najbliższa... on ją odsunął. Odsuwał Obi-Wana za każdym razem, kiedy chciał podważyć zdanie Mistrza argumentem, w którym pojawiało się "Palpatine" albo "Kanclerz".
    - Co robisz z Mocą? - zapytał bez wahania Skywalker.
    - Dowiesz się pod jednym warunkiem - obiecał Palptine.
    - Nie gadaj mi głupot, że "Jak przejdziesz na Ciemną Stronę Mocy" albo coś w stylu "Przyłącz się do mnie", bo mnie szlag jasny trafia! Gadaj, co robisz! I gadaj co robisz z Barriss! Wiem, że to twoja sprawka!
   - Wykańczam ją psychicznie. Wszystko idzie łańcuchem. Ona umiera, ale Moc na to nie pozwalała. Więc teraz nie ma żadnych przeszkód! A co do Ahsoki, ta wasza padawanka Wysy, nie uratuje jej. Raz, nie zdąży; dwa - sama nie da rady wyjść z tych tuneli.
    - Co?! Jakich tuneli?! Jak to nie wyjdzie?! - Skywalker przestraszył się nie na żarty, ale starannie to ukrył.
    - Wiem, gdzie jest twoja żona. Nie udało wam się jej ukryć. Przykro mi. Wisiałem nad nimi, a te dziewczyny myślały, że faktycznie ktoś nad nimi stoi. Teraz to czują. Znam każdy ich ruch. Jeśli teraz wyjdą z tego ukrycia po ludność Naboo, zginą. - Palpatine uśmiechnął się złowieszczo, jakby już zdobył swojego przyszłego ucznia.
    - Nie... nie - powtórzył Anakin i po chwili skoczył, zrobił salto, w między czasie włączył miecz świetlny.
    Sith zdążył wyciągnąć swój i skrzyżowali laserowe bronie patrząc w swe oczy - w każdej parze tkwiła taka determinacja, że zdawało się, iż nic nie zdoła jej złamać. Ale szala zwycięstwa była tylko po jednej stronie. Ten pojedynek miał to rozstrzygnąć.
    Anakin odskoczył i ponownie natarł na swojego byłego przyjaciela. Ich taniec miał trwać w nieskończoność, choć pragnął, aby zakończył się już teraz. Wygraną. No, bo na co Palpatinowi przyda się prowokowanie młodego Jedi? Przecież to pewne, że w obronie swojej żony i przyjaciół zrobi wszystko!
    Dźwięk ocierających się o siebie mieczy, drażnił Anakina, jak nigdy w życiu. To spotkanie miało niezwykły charakter, ale jednocześnie tak beznadziejny, że ręce opadają. Przekonania Palpatina są bez sensu, walka na miecze z nim też jest bez sensu, ta bitwa jest bez sensu, a wojna tym bardziej jest pozbawiona sensu! Na co to wszystko? Dla władzy, której teraz nikt nie zaakceptuje po natychmiastowych wyborach nowego kanclerza. W głowach się wszystkim już doszczętnie poprzewracało! Nie oszukujmy się, zawsze na swojej drodze spotkamy jakiegoś idiotę.
   - Nie opieraj się, Anakinie. I tak, to ja w tym momencie kieruję Mocą. Wiem, że chcesz jakieś potęgi. Od tak tego nie można zmienić! - drążył Sith.
   - Powoli odpycham to uczucie. Zwłaszcza, że teraz wszystko się zmieniło na lepsze w moich uczuciach. - Młody Jedi odskoczył od Palpatina i stanął parę metrów przed nim nie wyłączając swojej broni. - Usilnie próbujesz mnie zdobyć. Już nie podstępem. To twój błąd!
    - Wręcz przeciwnie. Sam powoli się staczasz, masz wątpliwości! A każda moja ofiara, ma coś na pieńku! Padme Amidala wiele razy mi zaszkodziła i truć będzie dalej, jeśli natychmiast nie zostanie zabita! A jej śmierć przysunie do mnie ciebie!
    - Nie pozwolę ci na to! - krzyknął Anakin.
    Podbiegł i z dużą siłą uderzył mieczem w miecz swojego przeciwnika, co wywołało wielki huk.

                                     ~~Padme~~

    - Nadal to czuję! - poskarżyła się Ekria. W jej głosie było słychać strach, a nie powinna się bać. Napajała Sitha satysfakcją i sama niekorzystnie podburzała swoje ego. 
    - Spokojnie. Tu jesteśmy bezpieczne - powiedziała Padme po raz... co ona, kalkulator?! Za dużo razy to mówiła, a one nadal zachowywały się niespokojnie i to nie było dojrzałe, jak na takie Jedi.
   - Zauważcie, że dotarłyśmy do następnego punktu i musimy zabrać stąd jeńców.
    - Racja - przyznała Ekria. - Chodź, Wysy -  pospieszyła przyjaciółkę.
    Podreptały parę metrów do drabinki i zaczynały wspinać się po szczeblach w górę do włazu. Ekria, która prowadziła, odchyliła, przy użyciu Mocy, wielką kostkę bruku, aby wyjść na ze wnętrz. Niestety, skupienie się na jednej rzeczy i wcześniejsze narzekanie sprawiło, iż jej refleks się strasznie się opóźnił, co spowodowało, że nie wyczuła i nie zdążyła zareagować na droida, który wycelował w nią wiązkę. Dziewczyna spadła z jękiem, a Wysy odepchnęła się od szczebla, po czym skoczyła w górę włączając swój miecz świetlny i ścięła nim łeb separańskiego droida, którego nigdy wcześniej na oczy nie widziała.
    - Jest źle! - krzyknęła dziewczyna.
    - A konkretnie? - dopytywała się senator.
   - Konkretna to jest ta duża "garstka" armii, która tu na nas czekała! - wrzasnęła między strzałami i brzękami jej miecza świetlnego o nietypowym ostrzu w różowej kolorze. Jedyny taki kryształ w galaktyce dla jedynej Jedi o tak niezwykłych zdolnościach. - Ekria! - wezwała rozpaczliwie przyjaciółkę.
    - Wysy, jak dasz radę, to rzuć mi tu blister, ja pomogę Ekrii! - powiedziała Amidala po czym zabrała się do dźwignia Jedi z podłogi. Czuła się wspaniale, brzuch w ogóle jej nie przeszkadzał, co oznaczało, że Wysy dobrze wykonała swoją pracę. Niestety, dopiero teraz wiedziała, że każda kuracja młodej Padawanki poprzez dotyk, jest chwilowa. Ma określony czas, a dziewczyna użyła swej Mocy jakieś dwie godzina przed tym.
    Padme puściła Ekrię, a tamta wydała z siebie jęk bólu.
    - Wybacz - przeprosiła.
    - Nic się nie stało - odparła dziewczyna i sama się podniosła. Z trudem, ale dała radę. - Wyjdę i Wysy mnie uzdrowi. Schowaj się, nie powinni cię tu złapać, bo będziemy skłaniać wejście, ale najpierw Wysy musi tu zejść.
   Ekria wspięła się na metalową drabinę i wyskoczyła. Stanęła ze swą kompanką plecami do siebie i różowowłosa dotknęła przyjaciółkę. Bariolanka poczuła, jak jej rana na prawym ramieniu się zrasta. 
    - Zejdź do pani senator - poleciła starszą młodszej. - Chyba minęło - obwieściła.
    Dziewczyna bez wahania wyskoczyła do dziury i dotknęła brzucha kobiety.
___________________________________
Przyznam szczerze - nie chce mi się poprawiać.
Zgadnijcie kto czyta cztery książki naraz. Tak, to ja xD
Dedykacja dla:
Magdy/dziecinki - ach ta twoja próba padawana! xD

NMBZT!

2 komentarze:

  1. Zobaczysz, jeszcze mi się uda dopełnić obowiązku Jedi. Na razie jest dobrze, chyba, że mój Pasztet złamał zasady, a to byłoby źle.
    Dobra, koniec tej gadki. Rozdział jest świetny, tylko CZEMU jest taka epidemia śmierci? :(((
    Smuteg. Mi też czasami nie chce się poprawiać. Czekam na kolejny bo ta akcja się cały czas rozwija! (Jak widać xd).
    NMBZT!
    Dziecinka :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz co... wiesz co... Pls sprawdź to, bo autokotekta Cię nie kocha, wręcz przeciwnie...
    Ale ogólnie rozdział fajny. Dużo się dzieje, ale nie pędziesz a to jest na plus...
    TYLKO JA I TAK WIEM JAK TO SIĘ WSZSYTKO SKONCZY TOTEŻ ZOSTANIESZ ZABITA! ♥
    Heheh... ja jestem wyplukana z weny w dodatku muszę w tym roku jeszcze iść na bierzmowanie, meh meh meh... >.>
    NMBZT!
    Sonia ♥

    OdpowiedzUsuń