niedziela, 5 marca 2017

Rozdział 167


~~Ahsoka Tano~~

[Między dwudziestym pierwszym trzydziestym dniem odwetu zygerriańskiego, zaświaty]
{Narracja pierwszosobowa}
      Luxa poznałam zanim zostałam wysłana na Mortis. Nasze poznanie wywołało we mnie uczucia, które po odratowaniu mojego życia przez Córkę, zniknęło. Gdzieś tam w środku, zawsze wołałam do Luxa. Od półtora roku siedziałam uwięziona we własnym ciele, trup, który nigdy się nie przyzwyczaił do swego stanu i trudno mu się zaakceptować. Taka jestem.
     Zniknęłam ze swojego ciała celowo. Zostawiłam Ahsoka, by naprawdę wrócić z powrotem. Dobrze kombinował, ale nie wiedział, jakie są konsekwencje. Dlaczego muszę go okłamywać? Mogłam mu od razu powiedzieć. Sama szukałam w Ojcu pomocy mając jakiś kontakt. Próbowałam przekabacić Córkę, bo z nią miałam jakąś swobodę, ale nie potrafiłam. Sama się nie zgodziła i to niemożliwe, bym mogła ją sama przywrócić. Ojciec nie chce więcej ingerować. A ja bezsilnie patrzę i w spowolnionym tempie obserwuje Anakina, słyszę jego myśli. Słyszę, jak się na mnie zawiódł i ubolewam, że nie mogę przekonać Qui-Gona do powiedzenia mu prawdy.
     Patrzę na Leię i z nią rozmawiam. Rozmawiam z tym, kim naprawdę jest - Shmi Skywalker. Ta, została dosłownie zresetowana. Wie dla zaświatów kim jest, potrafi się porozumiewać, ale fizycznie i psychicznie jest nową osobą i nie jest jej dane usłyszeć samą siebie. Ojciec ma rację - patrzeć na nią to udręka. Popełnił duży błąd, ale miał nadzieję, że nie będzie cierpieć, choć to rzecz ludzka.
     Patrzę w głąb serca Luxa i widzę, jak cierpi w odrzuconej miłości. Patrzę, jak tęskni za Steelą i mną. Zawsze byłam o nich zazdrosna, ale zdecydowanie zawsze darzył mnie czymś większym niż ją. Okrutnie czuję się z tą satysfakcją, bo jak mogę? Ta dziewczyna nie żyje, a ja raduję się z wolnej drogi? Nie mogę tak twierdzić, ale taka jest prawda - miłość i życie to wielkie wyścigi. Muszę się spieszyć, aby nie stracił w nas wiary. Muszę się spieszyć, by zdążyć na naszą miłość.
     Patrzę do serca Barriss i płaczę razem z nią, bo moje milczenie doprowadziło ją do wielkich błędów. A ja stoję. Stoję w miejscu i patrzę na nią i jej błędy. Patrzę i czuję, jak i w moje żyły wpływa ten uzależniający płyn mącący nam w kontaktach z Mocą. Zostawiłam ją pozwalając, aby patrzyła jaki wrak zrobił ze mnie Qui-Gon.
    Patrzę na Ojca i czekam aż przyzna, że to błąd, że zesłał do mnie tego człowieka, który inaczej żył, inaczej się zachowywał, co robił zajmując swój czas. Ja, zaniedbałam przyjaciół i mojego mistrza pozwalając, aby robił to, co mu się podoba. Patrzyłam w swe serca, oczekując na tę chwilę - przyznanie się do takiego błędu. Czekałam na moment, aż oskarżę się wreszcie o egoizm, bo cały czas stałam po drugiej stronie i udawałam przygłupa dla swoich interesów. Wyczekiwałam na to, by uznać się zwyrodnialca, bo okłamywałam Qui-Gona.
     Czekam na odrodzenie.
     Czekam na lepsze życie.
     Czekam na moją własną wojnę.
     Czekam na wygraną.

~~Obi-Wan Kenobi~~

[Dwudziesty piąty dzień odwetu zygerriańskiego, orbita Ryloth, hangar "Zwycięstwo Rexa"]
    Kenobi czuł wszelką nostalgię dotyczącą swoich wrogów oraz nazwy krążownika. Wspomniał, jak z Rexem zostali zmuszeni do ciężkiej pracy i do noszenia ciążących im obroży. Ten facet miał w sobie tyle wiary, odwagi i siły. Nigdy w życiu nie zwątpił, a na pewno nie w zaufanie Anakina ani jego byłego mistrza. Wierzył, że nie zostaną tam na zawsze i, że uda im się zwyciężyć. Tak samo było z rozkazem. Gdzieś w sobie na pewno miał nadzieję, że nie zostanie z tym na zawsze. Niestety, wybrał inną drogę. Samo przeżycie tylu bitew, tych ostatnich, ciężkich dni sprawiło, że zwyciężył.
    - Jak siły, panowie? - zapytał Anakina, Legionu 501 oraz 212 Batalionu szturmowego. Pakowali się do kanonierek, byli szybsi niż Zygerrianie i ich konwój, więc planowali jak najszybciej zabezpieczyć powierzchnie planety oraz zaskoczyć wroga. Plan kazał wysłać najpierw kanonierki, a potem szybko lądować krążownikami.
    - Nie wiesz może, czy nie przydzielili ci przez przypadek małej, pyskatej togrutańskiej padawanki? - zapytał Anakin.
    - A co? Chcesz wypróbować Appo? - zażartował Obi-Wan.
   - Chcemy się dogadać i szlifować naszą współpracę. A jak Ahsoka już będzie, to lepiej, żeby się przygotował. Czy to źle?
   Obi-Wanowi zrobiło się ciężko na sercu. Mimo wszystko, Anakiowi będzie trudno nie porównywać Appo do Rexa, a przede wszystkim wracać do przeszłości. Rex był właścicielem sporej części serca Skywalkera. Utracić trochę serca, to ograniczyć swoją umiejętność oddychania, pozbyć się cząstki optymizmu.
    - W drogę, chłopcy - zachęcił. Zasalutował do byłego ucznia, a ten z uśmiechem odwzajemnił uśmiech.
____________________________________
Witam państwa. Jakoś leci.

NMBZW!

2 komentarze:

  1. Jak zwykle super rozdział. Przyjemnie się go czyta, a przemyślenia Ahsoki są bardzo wzruszające ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!
    Na początku strasznie Cię przepraszam, bo mnie nie było przez 2 rozdziały, ale teraz przybywam! Jakoś tak nie mogłam znaleźć ani chwili... a może jakoś zakręcona byłam. DOBRA.
    No to z tego co tu sobie Nadrobiłam, no to całkiem spoczko ^^ Lecą rozdziały, a Ahsoka pewnie umrze. I depresja... ach... ale szkoda. No i cóż? Nie wiem, co jeszcze napisać. Jakiś dziwny błąd zwrócił moja uwagę, ale już teraz nie pamiętam... szkoda mi Rexia, ja klony zawsze lubię <3 Ach, co za idioci z tych wszystkich Ojców i Córek. Trochę już się pogubiłam.
    Co do poprzedniego - A zabij się, Bariss. O jedną będzie mniej. Już mi na niej nie zależy; nie przywiązuje się szczególnie do jakichś takich postaci. Może jestem bezduszna? XD Nie no.
    Dobra, ja spadam. Wrócę tu w kolejną niedzielę!
    NMBZT!
    Dziecinka 🐾
    PS: Nie chce mi się już tych błędów w Autokorekcie ogarniać, chyba się domyślisz jak coś xd

    OdpowiedzUsuń