sobota, 8 marca 2014

One-shot "Spotkanie z nadziei"

 Pewnie wielu, a może kilku Fanów Star Wars w tym ja, zastanawiało się nad tym "Co by było gdyby Shmi Skywalker żyła?" Jakby wyglądała historia? Jakby wyglądało ich spotkanie po tych latach? Przecież Anakinowi Skywalkerowi podpowiedziało serce, że kiedyś zobaczy jeszcze matkę. A co by było gdyby zobaczył ją, tylko że żywą? Ja utworzyłam swoją historię w głowie i spróbuję ją przelać na klawiaturę ;) Zróbmy najpierw wstęp ode mnie.
 Anakin był cały czas z Padme na Naboo. Skontaktował się z nimi Obi-Wan, a oni polecieli łamiąc zakaz za co im się... mocno oberwało. Nie oszukujmy się xD Wojna się rozpoczęła. Anakin stracił prawą rękę. Ożenił się z Padme. Jakiś czas później dostał taką jedną, czternastoletnią, pyskatą, w tej chwili mojego wzrostu Padawankę. Poleciał z nią na Teth w poszukiwaniu porwanego syna sławnego Jabby- Rotty Desilijic Tiure. Niestety okoliczności wydały się takie, że sami musieli odwieść go na Tatooine pozostawiając Legion 501 w klasztorze...no i każdy wie co tam było, więc nie zanudzam. Ale Anakin nienawidził tej planety i nie wpadł na pomysł zobaczenia się z Matką. A czy w ogóle ktoś wpadłby na taki pomysł, gdyby miał tyle na głowie ile on wtedy? No właśnie :) Historia tego One-shota zaczyna się pięć tygodni po powrocie Ahsoki  do zakonu (taki jaki był na blogi, czyli pogodzenie się z Barriss...ale o wiele mniej płaczu xD Masz Idka xP) , na właśnie planecie, która była uznana za rodzinną planetę Skywalkerów- Tatooine. Zapraszam :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

  Chciał, a właściwie żądał śmierci Hrabiego Dooku. Najpierw porwał mu syna wraz z wujem, który nie żyje, a teraz zaatakował Tatooine. Hutt nie wiedział co robić. Był zdesperowany. Nalot trwał od godziny. Wszystkie miasta planety zostały zajęte, a Jabba mógł się tylko ukrywać w swoim pałacu gdzie był bezpieczny. Jedynie co mógł zrobić za nim zablokowano wszystkie połączenia to skontaktować się z Republiką. Na jego szczęście Kanclerz zgodził się na pomoc. Miał obiecaną pomoc dziewięciu Jedi i ich siedmiu Legionów. Teraz musiał tylko czekać w spokoju lub w obawie przed śmiercią, ale był pewien, że planeta będzie odzyskana. (~~Jabba Desilijic Tiure~~)
****************************
  Zdecydował z Kanclerzem i Mace'm Windu, że na Tatooine poleci: Obi-Wan Kenobi, Anakin Skywalker, Ahsoka Tano, Aayla Secura, Luminara Unduli, Barriss Offee, Padawan Zonder, Stass Allie oraz Plo Koon i ich legiony. Był przeciwny temu by Anakin też leciał. Wiedział, że spotka tam swoją matkę. Jedi nie mogą się przywiązywać. Choć wie, że żądanie wiecznego rozstania się Skywalkera z własną matką może spowodować wielki ból w sercu młodego Rycerza Jedi, to musiał niestety zabronić. Tak samo jak związku z Padme, ale nadal niepoiła go ich przyjaźń. Wciąż to samo do siebie czują, ale wiedzą, że na tyle im wolno. Amidala cały czas jest senatorem ponieważ każda królowa, przedłuża jej stanowisko Senatora Naboo. Służba publiczna. Od najmłodszych lat Naberrie służy swojej planecie. Najpierw jako królowa, którą chcieli utrzymać jeszcze przez jedną kadencje, a teraz jako Senator w Senacie Galaktycznym. Wiele osób uważa, że jest ona niesamowitą kobietą. Wie o Jedi bardzo dużo, jej wiedza jest tak wielka niczym archiwum Świątyni oraz przyczyniła się do traktatu z Huttami. Yodę zastanawiało jej cechy. Zachowywała się niczym Jedi. Może tak chciała moc? Może Moc chciała, żeby Jedi w czasach kiedy żyje Wybraniec, Zakon miał kogoś kto wiedział o nich wiele z zewnątrz? Może Padme Amidala jest im potrzebna. Pomogła wyszpiegować Clovisa, wstawiła się za Ahsoką, którą musieli wydać Republice mimo, że nie chcieli tego robić, ale musieli.(~~Yoda~~)
****************************
 Tatooine zasłużyła według niego na atak. Nienawidził tej planety. Nienawidził niewolnictwa. Pozabijał by ich wszystkich. Wszystkich tych, którzy w byle jaki sposób popierają niewolnictwo...gardził nimi. Mordowałby ich gdyby nie to, że musi przestrzegać kodeksu. Ale co kodeks ma do rzeczy, skoro się ożenił? Cały czas łamie zasady. Czy takiej złamać nie może? Może, ale go coś powstrzymuje. Chce, lecz nie może.
 Przypomniał sobie kto na tej planecie jest. Ktoś kto jest ważny w jego życiu. Matka. Nadal tam jest i nadal pewnie niewolnicą. Dwanaście lat jej nie widział. Przypomniał sobie pytanie, które jej zadał jak odchodził. Czy ją jeszcze spotka. Spotka ją. Jest tego pewien. I spełni obietnice, którą jej złożył. Uwolni ją i zabierze ze sobą. Gdziekolwiek byle tylko nie musiała być na tej przebrzydłej planecie.
 Nie dzielił sam swojej kajuty. Z Obi-Wanem, ale to nie jego przyjaciel wszedł do niej, tylko Ahsoka, która dzieliła swoją kajutę z Barriss. Usiadła obok niego. Podciągnęła pod brodę lewą nogę, a prawą miała wyprostowaną. Uśmiechnęła się do niego, a on odwzajemnił ten gest. Cieszył się, że wróciła i cieszył się, że co raz bardziej jest między nimi lepiej. Że nie jest tak jak na początku. "Młoda" już nie pyskuje i się nie kłócą tak często. Nawet jeżeli stałaby się Rycerzem Jedi to z niewiadomego powodu wiedział, że będą utrzymywać kontakt, identyczny jak teraz z Obi-Wanem.
-Co Cię sprowadza mój młody Padawanie.-spytał. W środku był nadal zły z powodu powrotu na planetę.
-Ciekawość i nudy. Wszystko już zrobione. Barriss rozmawia z Luminarą inni też mają swoje obowiązki...-zaczęła wyliczać togrutanka.-W porządku?-spytała swojego mentora. Wyczuwała, że jakaś myśl nie daje mu spokoju.
-Tak myślę.-odpowiedział jej spokojnie.
-A o co chodzi?-za to pytanie została obdarowane ni złym, ni rozbawionym spojrzeniem.-No co? Jestem ciekawa.-jej oczy miały wymowny wyraz, co było trochę zabawne.
-A już myślałem, że będę musiał tej; smarkatej, pyskatej czternastolatki po całej galaktyce szukać, a jednak nie muszę bo nadal masz jej przebłyski.-powiedział uśmiechając się szeroko. Zaśmiali się oboje.
-Słyszałam jak Mistrzyni Secura mówi coś o Padme i traktacie z Huttami i coś, że mają być negocjacje... myślisz, że Padme tu przyleci?-spytała dziewczyna. Amidala była jej przyjaciółką i dokładnie pamiętała pakt z Huttami. Gdyby nie ona pewnie Togrutanka by już dawno nie żyła. Ciekawe czy zobaczę Rottę?, pomyślała. Ale Anakin miał może racje na Teth. Żebym poczekała co z niego wyraźnie. Czy też będzie taki...jak ojciec z wyglądu? Zastanawiała się padawanka.
-Ta się zawsze musi w jakieś bagno wpakować, bo inaczej nie umie.-stwierdził młody Jedi nie mając pojęcia, że nie mamrocze pod nosem tak jakby to chciał zrobić, ale powiedział to na głos.
-Bagno?
-Ta planeta to zadupie. Układ z Huttami to bagno. Potrzebne są nam te drogi nad przestrzenne, ale nie rozumiem jednego. Że zawsze ona mu się w takie rzeczy pakować. Zawsze ona, nie inny senator. Zawsze Padme Amidala. Nawet jak nikogo nie wybiorą, to się sama na ochotnika zgłosi.-wytłumaczył.- Niech mi jeszcze raz ktoś kiedyś powie, że jestem najbardziej upartą osobą w tej galaktyce, to pożegna się z życiem.-obiecał sobie.
-To akurat prawda. Wszyscy mówią na nas, a to oznacza, że muszą ją zobaczyć w akcji.-stwierdziła i uśmiechnęła się do niego.-Jednak małżeństwo nie jest takie fajne co?-spytała się go. Właśnie takie chwile umacniały ich więź między padawanem, a mistrzem. Więź, która jest najsilniejsza ze wszystkich w Zakonie.
-Nie chodzi o małżeństwo Smarku, tylko o jej zachowanie.
-A więc dla niej też jesteś nadopiekuńczy?-spytała bystra padawanka.(Skąd mi się wziął al'a cytat z Ataku Klonów? O.o)
-Słucham?!-spytał powstrzymując śmiech.-Dostanie Ci się za to kiedyś.-zagroził jej.
-Ja tylko stwierdzam fakty i po za tym, nie zrobisz mi tego. Zbyt bardzo mnie kochasz braciszku.-podniosła dumnie brodę, a potem znowu zaczęła się śmiać ukrywając twarz w podkurczonych nogach, które obejmowała rękoma.
-Moc mi świadkiem, że Cię kiedyś wydziedziczę.-ostrzegł ją pomiędzy napadami śmiechu.
-Nie zrobisz tego!-zaprzeczyła uśmiechając się szeroko.
 Jak spojrzeć w przeszłość, to nigdy się tak dobrze nie bawili.
****************************
 Planeta z orbity wyglądała niczym kula piachu, co stwierdziła Padawanka stojąca na mostku Republikańskiego Krążownika. Pamiętała jak po raz pierwszy ją zobaczyła podczas pierwszej misji ze swoim nowym Mistrzem. Zaatakowani przez sępy, bo Separatystom zależało na śmierci "Śmierdzielka", tylko dlatego, że go nie dostali. Dooku sam kiedyś był Jedi, a teraz uważa ich za słabych. Wiedział kim dokładnie jest Anakin Skywalker, lecz jedynym Wybrańcem dla Szanownego Hrabiego, był on sam. Sam się nazywał Wybrańcem. Gdyby był tym za kogo się podaje, wylądował by na Mortis. Spotkałby wielką trójcę. Nikt prócz Obi-Wana, Anakina i Ahsoki nie wie o takim miejscu. I tylko oni wiedzą, że Qui-Gon Jinn miał rację. Dlatego Togrutanka odkąd tylko stała się padawanką jednego z bohaterów Republiki i trochę więcej się o Dooku dowiedziała, zaczęła uważać go za starego szaleńca.
-Komandorze. Generał Skywalker każe zejść do hangaru.-powiadomił ją Yularen, który stanął obok.
-Już idę. Dziękuję Admirale.-Uśmiechnęła się z wdzięcznością i ukłoniła się lekko, po czym poszła do hangaru. Zastanawiała się co z jej mistrzem. Tatooine była planetą, na której się wychował, ale wiedziała, że jej nienawidzi. Ale coś było tu nie tak i ona wiedziała, lecz zastanawiała się co mogło mu tu jeszcze przeszkadzać? Może rodzina?-pomyślała. Wiedziała, że to nie możliwe. Wiedziała, że kochał i nadal kocha swoją matkę.
 Jej rozmyślenia nie mogły ciągnąć się dalej bo znalazła się w hangarze. Rozmyślenia "zabiły" czas, który przeszywał drogę od mostka do hangaru.
-Widzę, że prace idą pełną parą.-zauważyła podchodząc do Anakina i Barriss.
-Tak. Ja, ty i Barriss wraz z ośmioma pilotami lecimy na planetę atakując droidy na miastach dając znak wyzwolenia i w dodatku poniszczymy trochę. Musimy przeprowadzić każdego Generała na wyznaczone miasta.-zaczął tłumaczyć Skywalker.
-Droidy dali jeńców tylko do pięciu miast. Z reszty są podzieleni i dani do nich by zrobić sobie większą tarczę z niewolników bo Jabba się tym zajmuje więc wiadomo o co im chodzi. Farmerzy są przeprowadzeni do pobliskich miast więc nie trzeba ich uwalniać.-dokończyła Offee.
-Jawowie i Tuskeni są gdzieś ukryci, ale blaszaki nie będą ich szukać bo nie mają czasu. Zaczynamy od Mos Gamos przeprowadzając tam Aaylę, później na Mos Ila Stass Allie. Plo Koon na Mos Etnę; Barriss kończy na Mos Espie, gdzie będzie czekać na nią Zonder i zacznie rozwalać złomy. My kończymy na Mos Eisley gdzie będziemy walczyć z Luminarą. Tam jest najwięcej jeńców.-ponownie wytłumaczył Bohater Republiki.(nazwy miast są prawdziwe ;) )
-A co z Obi-Wanem?-spytała Tano.
-Na stepach jest ustawione z siedemset droidów. Tym zajmie się on, a my zrobimy na nich ostrzał jak wlecimy co ułatwi mu zadanie.-odpowiedziała Mirialanka.
 Cała trójka weszła do myśliwców.
-Dobrze Cię znów widzieć R7.-odpowiedziała na pisk astrodroida.-Też za Tobą tęskniłam. Wygramy to.-obiecała. Tak samo jak R2 traktowała swojego R7 jak przyjaciela.
 W głośnikach usłyszała pisk droida swojego Mistrza i uśmiechnęła.
-Za Tobą też.-odpowiedziała mu.
-Nie jesteś opuszczony R2.-Anakin uśmiechnął się szeroko.-Jedynka gotowa.-Po jego słowach zaczęło się odliczanie. Gdy doszli do ostatniego wylecieli z hangaru. Za nimi podążyło siedem kanonierek z żołnierzami 212 Batalionu Szturmowego z Kenobim na czele. Od razu jak wlecieli na powierzchnię Tatooine spotkali "falę" droidów. Na Moc!, pomyślała Barriss. Zaczął się ostrzał. Może ze sto blaszaków zostało zniszczone, a resztę zostawili Niekwestionowanemu Mistrzowi Soresu. Zaraz za myśliwcami pojawiły się kanonierki Aayly lecące w stronę Mos Gamos. Na drodze napotkali kolejne sępy. I znowu zaczęła się strzelanina. Coś co uwielbiał Skywalker i jego padawanka. To był ich żywioł. Walka. Bitwy.
 Gdy znaleźli się nad Mos Gamos zaczęli kolejny raz strzelać do droidów. Jeden klon trafił w jeden bar, co spowodowało zniszczenie. Kanonierki Generał Secury zaczęły strzelać. Trzy Delty 7 wraz z kilkoma pilotami z WAR w stronę następnego miasta rozstrzelając kolejne sępy. Za nimi podążyła Stasss Allie wraz ze swym Legionem. Anakin nigdy nie widział Mos Illa. Było trochę mniejsze od Mos Espy, ale było tam masę jeńców. I z tego miasta i z kilku innych. Nienawidził niewolnictwa. Zabiłby najchętniej wszystkich Zygerian i Huttów.
-Niech Moc będzie z Wami.-życzyła im tholthianka, gdy skakała z wnętrza LAAT w stronę jeńców z włączonym mieczem świetlnym.
-Teraz ty Mistrzu Plo.-powiadomiła Kel Dora Ahsoka. Za nimi pojawiły się kanonierki z 104 Batalionem.
-Skywalker. Jeńcy są umieszczeni w pewnym punkcie miasta. Ty i Ahsoka omińcie ich po prawej stronie bez strzelaniny, a Barriss z jakimś żołnierzem z lewej i to samo. Wtedy wkroczymy z zaskoczenia.-poinstruował go Koon.
-Przyjąłem.-odpowiedział mu Wybraniec. Miasto było widać po kilku minutach. Rozdzielili się tak jak ustalił Plo. Anakin przyśpieszył wraz z Ahsoką w tym samym momencie co Barriss i jeden klon. Droidy były zdezorientowane i rozglądały się za czterema myśliwcami przez co, żołnierze 104 Batalionu mogli je niszczyć nie narażając się na straty, minimum dwóch klonów. Skywalker mógł spokojnie lecieć w stronę Mos Espy. Mos Espa...-pomyślał były niewolnik. To miasto, w którym się wychował przez sześć lat. Miasto, gdzie zostawił swoją matkę. Przyjaciół. Po raz pierwszy od początku wojny przypomniał sobie o jego najlepszym przyjacielu z dzieciństwa. Jedynej osobie,-prócz matki- która wiedziała, że jak mały Annie(Masz Iga wiem, że uwielbiasz to określenie xD) coś postanowi, to mówi poważnie. Kitster Banai. Kitster nie był taki jak Seek, Amee albo Melee. Jedyną osobą, która także traktowała małego Anakina poważnie był W. Wald. Rodiański przyjaciel, lecz nie tak bliski jak Kitster, który najbardziej wspierał młodego Skywalkera.
 Wspomnienia o przyjacielu spowodowały, że dwudziestojednoletni generał przypomniał sobie ostatni dzień na Tatooine. Kiedy był sławny, przez to, że jako pierwszy człowiek w dziejach wygrał wyścig Boonta Eve Classic. Pierwszy człowiek mający tylko dziewięć lat. Ale to właśnie sprawiło, że jest sławny do teraz na tej pustynnej planecie. Teraz jest Jedi. Wraz ze swoim byłym mistrzem Obi-Wanem Kenobim jest bohaterem Republiki. Jest uważany za najlepszego pilota w galaktyce. Najpierw wygrał wyścig jako dziewięcioletni chłopczyk. Później złamał blokadę na ojczystej planecie swojej żony czyli Naboo. Osiągnął wiele, ale uwielbiał o tym po prostu zapomnieć. Takie chwile następują, kiedy może spędzić te parę pięknych godzin z Padme.
-Mistrzu!-krzyknęła Ahsoka w głośnikach "Lazurowego Anioła II". Jej myśliwiec leciał najbliżej jego, więc wyczuła, że "odpłynął".-Galaktyka do Anakina Skywalkera! Halo!
-Jestem Smarku.-uśmiechnął się.
-Kiedy indziej na to czas. Teraz mamy Mos Espę do przejęcia.-Dzięki R2 wyglądało jakby Anakin naprawdę pilotował, a nie żył w innym świecie. W marzeniach, przeszłości, przyszłości. Lecz to miało minusy. Nie zauważył kolejnych kanonierek z Zonderem na czele. Gdy próbował poukładać sobie całą teraźniejszość, usłyszał w głośnikach pisk R2-D2. Na ekranie pojawiły się litery aurebeshu co oznaczało słowa astrdroida, które brzmiały "Nasz cel". Niedaleko było widać osadę. Anakin poczuł ciepło w skórze. Nienawidził tej planety, ale tak jakby coś-a może i nawet Moc-podpowiadało mu, że spotka tu matkę. Że zobaczy kolejny uśmiech na jej twarzy, który widział tylko w co raz bardziej blaknących wspomnieniach.
-MISTRZU!-krzyknęła rozdrażniona Tano. Wie, że wrócił na swoją planetę, ale odkąd zaczęli lecieć w stronę Mos Espy odpływał. Nie wiedziała jak to jest wracać do swojego rodzinnego domu, ale to drażniło i było dziwne. Przecież jej odważny Mistrz zawsze był czujny, uważał, a teraz odpływa cały czas i jedynie co  podtrzymuje młodą padawankę na duchu to to, że jego droidem jest R2 i pilotuje wraz z nim.
-Przepraszam.-powiedział cicho Rycerz Jedi i skupił się już na zadaniu. Nie czas teraz na to. Odnajdę matkę później, jak już wygramy.-obiecał sobie i skupił się całkowicie.
-Czas na mnie. Niech Moc będzie z Wami.-odezwała się Barriss. Nie słyszała rozmowy swoich dwóch przyjaciół, bo Ahsoka przerzuciła na tak jakby "prywatny" tryb rozmowy.
-I z Tobą.-życzyli jej równocześnie. Im zostało Mos Eisley. Z Luminarą mają spotkać się w połowie drogi. W mieście, które mu przydzielili nie było kogoś, kto był mu bliski. Nikogo tam nie znał i cieszył się z tego.
 Gdy znaleźli się nad miastem ujrzeli  Luminarę i wojsko. Widocznie zaczęła bez nas. No cóż. Mniej zabawy, ale ważne by było.-stwierdził w myślach Anakin. Kiwnął głową w stronę padawanki, na znak, że wchodzą. Oboje otworzyli kokpity i wyskoczyli z nich, włączając miecze w locie. Wylądowali swobodnie na ziemi i rzucili się na droidy. Kapitan Rex i 501 Legion przylecieli z Unduli. Ahsoka walczyła u boku dzielnego kapitana, a Anakin walczył ramię w ramię, o siedemnaście lat starszą mistrzynią. Wszyscy usłyszeli głośny krzyk dziecka. Droid potknął się o drugiego i strzelił niechcący w stronę tłumu. Padło na prawe ramię. Dziewczynka zaczęła płakać. Ramię ją piekło i czuła jakby rozrywało jej całą rękę. Rycerz Jedi wyczuwał jej ból i doskonale ją rozumiał. Niekiedy miał ochotę po prostu rozwalić protezę przez sensory bólu. Także czuł, jakby coś mu rękę rozrywano. Gdyby nie to, że słyszał szmer serwomotorów swojej mechanicznej ręki przy najmniejszym poruszaniu nie wiedziałby, że ją ma tak, jak nie wiedziała tego większość galaktyki.
 Postanowił skupić się teraz na walce, niż na bólu dziecka, które miało może z sześć lub siedem lat. Skupił się na rozwalaniu droidów, bo walczył za takie osoby, jak ta dziewczynka. Przeciął klingą miecza świetlnego kolejnego blaszaka, a później kolejne, podobnie jak Mirialańska mistrzyni i jego padawanka.
 Minęło trochę czasu za nim się uporali ze złomami. Ahsoka od razu podbiegła do dziewczynki i oglądnęła jej ramię. Za nią poszedł klon-medyk.
-Jestem Ahsoka.-przedstawiła się padawanka łagodnym głosem, aby zdobyć zaufanie dziewczynki.-Mogę zobaczyć ramię? Chcę pomóc. Nic Ci nie zrobię.-uśmiechnęła się do niej, a dziecko o dziwo odwzajemniło gest. Nie bało się jej w ogóle.-Mogę w takim razie zobaczyć?-W odpowiedzi dziewczynka kiwnęła głową. Tano delikatnie wykręciła jej chudą rękę i obejrzała ranę.-Powiesz mi jak masz na imię?-spytała się.
-Vella.-odpowiedziała.
-Vella. Muszę Ci dać pewien lek, ale przez igłę. Poczujesz lekkie ukłucie.-zapewniła ją  Vella popatrzyła na togrutankę z ufnością. Ahsoka uśmiechnęła się do niej i wpuściła lek do jej krwi. Dziewczynka nie poruszyła się ani razu, również nic nie mówiła. Była odważna.-Teraz zajmie się tobą ten żołnierz, ja muszę coś załatwić.-Po tych słowach wstała i odeszła do Mistrza.
****************************
 Tylko jedna osoba w galaktyce ma taki wyraz oczu w niebieskim odcieniu. Tylko jedna osoba, posiada oczy, które by rozpoznała wszędzie. Osoba, która mimo niewolnictwa potrafiła się cieszyć życiem. Osoba, która jest wolnym człowiekiem. Osoba, której nie widziała tak wiele lat. Jej syn. Jej dorosły syn. Jej mały Annie nie był już małym chłopcem. Jest Jedi. Była z niego dumna.
 Patrzyła jak podchodzi do niego młoda Togrutanka. Rozmawiali z Mirialanką, ale dla niej najważniejszy był on. Na jego twarzy pojawił się uśmiech przepełniony aprobatą w stronę dziewczyny.
-Idź.-przepędził dziewczynę uśmiechając się szeroko. Ona obróciła się i poszła kilka kroków od Shmi, do postrzelonej dziewczynki.
-To on.-odezwała się do mężczyzny obok.
-Kto?-spytał się jej mężczyzna.
-Ten chłopak. To Anakin. Cliegg. To mój syn.-jej oczy zaczęły lśnić. Nie wiedziała ile tak stała, ale podeszła do niej togrutanka, która rozmawiała wcześniej z jej synem.
-Wszystko w porządku?-spytała dziewczyna.
-Tak.-odpowiedziała..-Na pewno.-wyprzedziła pytanie padawanki.
-Jeżeli by się coś działo to proszę śmiało mówić.-Po tych słowach dziewczyna podeszła.
 Anakin w pewnym momencie zaczął szukać swojej "siostry" wzrokiem. Zobaczył ją jak stała z pewną kobietą. Znał ją dobrze z wyblakłych wspomnień z dzieciństwa. Tyle chwil z nią spędził. Te wiele wesołych momentów na Tatooine, sprawiało, że zapomnieli, że są niewolnikami. Ale teraz on jest wolny. I przez wolność musiał ją zostawić. Wiedział, że szczęście kosztuje, ale dla niego była to zbyt duża cena.
 Ahsoka odeszła, a on popatrzył się na matkę, a ona na niego. Teraz już płakała, a on się do niej uśmiechnął.  Cieszył się, że może ją ponownie zobaczyć, choć nie bardzo wiedział, jak to możliwe, że jest w Mos Eisley, a nie w Mos Espie, Lecz teraz go to nie obchodziło. Dla niego ważne było, że znowu zobaczył ten uśmiech.
-Skywalker!-zawołała go Luminara, brutalnie kończąc tą szczęśliwą chwilę. Skywalker nie mając wyboru podszedł do mistrzyni. Miała zmartwioną minę, a zarazem lekko przerażoną.
-Słucham?-spytał.
-Na stepach pojawiły się nowe droidy. Bardziej uzbrojone i silniejsze. Klony praktycznie wszystkie wybite. Przeżyło pięciu i Obi-Wan, ale jest ranny. Ostatecznie uratował ich szwadron lecący stąd.
-Gdzie on jest?-spytał Wybraniec.
-Jeńcy z Mos Illa są już wszyscy w kanonierkach i lecą już do wyznaczonego krążownika. Mos Gamos tak samo. Aayla i Stass, lecą wspomóc Mos Espę bo tam droidy zaczęli atakować niewolników. Barriss przyleci tutaj, a Stass zajmie się tam. Barriss zajmie się tu Obi-Wanem i tą dziewczynką, a później pomaga Stass.-wytłumaczyła.
-Dobrze.-odpowiedział. Pozostało mu tylko czekać na przyjaciela. Podeszła do niego Tano.
-Co jest?-spytała go.
-Jak to co? Obi-Wan jest ranny, ale ja go tym razem nie uratowałem.-"oświecił"ją.
-No tak. Wasze hobby.-powiedziała z uśmiechem. Do ich uszu doszedł dźwięk lądującej  kanonierki. O wilku mowa.-pomyślał ironicznie Anakin. Klony posadziły Obi-Wana obok rannej dziewczynki. Kenobi przyłożył rękę do jej rany i zanurzył się w Mocy. by uzdrowić dziewczynkę.
-Zostaw ją.-powiedział jego były padawan z głosem nie przyjmującym sprzeciwu.
-Ta dziewczynka potrzebuje pomocy Anakinie.-rzekł spokojnie negocjator Jedi.
-Barriss jak przyleci to jej pomoże, a jak nie skończysz w tej chwili, to Tobie nikt nie będzie umiał pomóc.-zagroził Skywalker. Starszy Jedi znowu zamknął oczy i próbował uzdrowić dziewczynkę. Anakinowi powoli kończyła się cierpliwość, a jego matka patrzyła na to wszystko z zaciekawieniem.
-Stary, uparty cap!-krzyknął Wybraniec do Kenobiego.
-Ja?-spytał otwierając oczy.
-A co my próbujemy bawić się w uzdrowicieli, którymi nie jesteśmy?-spytała kpiąco Ahsoka. Jej mistrz wyciągnął rękę pokazując na nią z popierającą miną.
-To, że przeżywasz kryzys wieku średniego to nie jest nasza wina, ale nas posłuchaj chociaż raz!-poprosił.
-Ty mnie przez dziesięć lat nie słuchałeś i było dobrze?-spytał z ironią Obi-Wan.
-Hej! Ja nie bawiłem się w tego kim nie jestem jak ty, jasne? Teraz ja nie jestem Twoim padawanem, ale przyjacielem i jako dobry przyjaciel radzę Ci skończyć z uzdrawianiem, przez, które o mało, żeś się nie wykończył na Lanteeb! Na Moc zlituj się.-odpowiedział młodszy.
-Taa...bo potrafi.-stwierdziła Soka.-Barriss gdzie ty jesteś?-spytała. Na jej szczęście-w które Jedi oczywiście nie wierzyli-pojawiła się mirialańska przyjaciółka.-Chwała Mocy.-powiedziała pod nosem szesnastolatka.
 Gdy kanonierka już opadła na drażniący piasek, wyszła z niej Mistrzyni Offee.
-Kogo trzeba uzdrowić?-spytała opierając się ręką na ramieniu o dwa lata starszego przyjaciela.
-Obi-Wana. Najlepiej na mózg.-poinformował uzdrowicielkę.-Siebie przy okazji też wylecz na to samo.-dodał.
-Nienawidzę Cię.-wycedziła przez zaciśnięte zęby dziewczyna. Tyle osób się dziwiło, że pomieszczenie lub planeta, na której przebywali jeszcze nie wybuchła.
****************************
 Każde miasto miało przydzielone krążownik, lecz połowa Mos Eisley musiała iść do krążownika Mos Espy. Tam Shmi spotkała Watto, Jirę i dawnych przyjaciół Anakina- Kitstera, Amee, Melee, Seeka i W. Walda. Dawno ich nie widziała i z małych dzieci wyrosły dorosłe osoby.
 Atari Orgeen, która wraz ze swoją Mistrzynią Bultar Swan i przyszywaną kuzynką-którą mimo wszystko traktowała jak swoją prawdziwą kuzynkę, ale jeszcze bardziej jak rodzoną siostrę-Padem Amidalą. przybyła z Coruscant z krążownikami przeznaczonym dla jeńców z Tatooine, zapisywała ich nazwiska i imiona w specjalnym datapadzie. Zapisywała także miasta, z których pochodzą, by można było ich później odesłać w odpowiednich statkach do domu. Była skupiona na tym co robi. Musiała. Na planecie są niektórzy przestępcy, których trzeba zamknąć, ale są na krążownikach wraz z mieszkańcami. W pewnym momencie przed jej oczami pojawiła się dłoń z nośnikiem pamięci, w których są zapisane nazwiska kolejnych przestępców. Była to dłoń Padme. Szesnastoletnia Dathomirianka wzięła od niej nośnik i podziękowała.
-Radzisz sobie czy Ci pomóc.-spytała Senator.
-Na razie sobie radzę.-odpowiedziała z uśmiechem. Pomagały sobie wzajemnie jak tylko mogły. W obowiązkach i życiu. Ati jako jedyna z jej rodziny wiedziała, że Amidala ma męża i jest nim Wybraniec, który ma przywrócić równowagę Mocy w galaktyce.-Imię i nazwisko.-poprosiła Atari pewnego młodego mężczyznę. Padme popatrzyła się na niego, a później jej wzrok padł na kobietę w wieku pięćdziesięciu dwóch lat. Była to matka Anakina. Naberrie uśmiechnęła się do niej, ale po chwili obróciła głowę do tyłu, bo za nimi w hangarze wylądowała kanonierka. Wyszedł z niej Skywalker, Ahsoka i Obi-Wan, którego żołnierze położyli na przenośnej pryczy. Amidala popatrzyła się na swojego męża. Był wściekły. Podeszła do niego, a Atari przebiegła obok niej bardzo szybko, by przytulić swoją przyjaciółkę na powitanie. Ty mnie kiedyś siostra do zawału doprowadzisz-pomyślała wystraszona i troszkę wkurzona senator.
-Coś ty taki zły.-spytała z lekkim uśmiechem Skywalkera. Nie było Obi-Wana więc mogli swobodnie pogadać.
-Pomyślmy...Znowu wracam na tą kupę piachu, ty tu przyleciałaś, bo jesteś uparta. Obi-Wan znowu bawi się w uzdrowiciela mimo, że z nim jest źle. Niech mi ktoś powie, że ja i Ahsoka jesteśmy najbardziej uparci w galaktyce, to najpierw każę mu się zmierzyć z Tobą i tym starym capem, a później go zabiję.-wysłowił się na jednym wydechu.
-Ej. Ja się akurat zaraziłam do Ciebie.-zażartowała jego żona.
-Jeszcze kiedyś Cię dorwę.-obiecał.
-Czekam z niecierpliwością.-poinformowała go robiąc kpiącą minę.-Spotkałam przed chwilą Twoją matkę.-powiedziała niepewnie.
-A ja ją godzinę temu.-powiedział uśmiechnięty.
-Kogo?-spytały obie padawanki.
-Później Ci powiem Smarku. Teraz trzeba raport złożyć.-ostatnie dwa słowa powiedział z niechęcią. Nienawidził tego.
****************************
 Zdziwiła się kiedy Anakin powiedział, że kobieta, której pytała się na Tatooine czy wszystko dobrze, jest jego matką. Cieszyła się, że ją znalazł. Nie opowiadał o matce prawie nigdy, ale teraz z nim o niej rozmawiała. Mówił, że jest bardzo miła i zazwyczaj uśmiechnięta, często dawała reprymendy, ale mimo wszystko ją bardzo kochał, bo wiedział, że się o niego martwiła. Nigdy by nie zrobiła nikomu krzywdy. Dla niego była najlepszą matką w galaktyce, ale przecież dla każdego dziecka, własna matka taka jest. Ale Ahsoka z tego co mówił jej Mistrz, stwierdziła, że to jest matka marzeń.
 Weszła do hangaru i od razu zobaczyła Panią Skywalker. Siedziała na materacu na podłodze, bo na razie tyle mogła dać jeńcom Republika jeżeli chodzi o sen, ale mieli koce i poduszki. Gdy Togruranka podeszła do niej, ta popatrzyła na nią zdziwiona. Tano wyciągnęła do niej rękę, by pomóc jej wstać, a ona ją przyjęła z chęcią.
-Proszę za mną.-powiedziała uprzejmie Soka.-Ty też.-powiedziała do Kitstera. O nim też trochę słyszała.
 Banai wstał i wraz z matką swojego dawnego przyjaciela, podążyli za padawanką. Mijali wiele klonów, ale żaden z nich nie zwracał uwagi na tą dwójkę. Szesnastolatka była Komandorem WAR i prawdopodobnie byli je do czegoś potrzebni, ale żaden żołnierz nie śmiał spytać. Nie powinni się tym interesować, a nawet jeżeli by, któryś się z nich spytał Tano, wcale by się nie uniosła i nie miałaby im tego za złe. Każdy jest ciekawy różnych rzeczy.
 Doszli do drzwi kajuty. Ahsoka otworzyła je. Jej mentor właśnie zakładał rękawice na protezę, która zastępowała mu rękę, po pamiętnym, pierwszym pojedynku z Dooku na Geonosis, która zapoczątkowała Wojny Klonów. Popatrzył na nią, a ona się uśmiechnęła potwierdzająco.
-Dziękuję Ahsoko.-powiedział do niej uśmiechając się.
-Nie ma sprawy. To ja idę zobaczyć co u naszego upartego, starszego braciszka.-poinformowała szykując się do wyjścia.
-Pozdrów tego starego capa.-poprosił ją uśmiechając się szeroko.
-Jasne. Zacytuje mu. Powinien się ucieszyć ze swojej nowej ksywy.-roześmiała się.
-Przyjdę do niego jak będę mógł. Niech Moc będzie z Tobą Smarku.-życzył jej.
-I z Tobą.-Po tych słowach wyszła, a drzwi się zamknęły. W kajucie był tylko on, jego matka i dawny przyjaciel. Shmi podeszła do niego, a on ją przytulił. Jego oczy były szkliste i kilka sekund później, leciały z nich łzy. W końcu ją zobaczył. W końcu ją spotkał. Tyle lat marzył o tym, by znowu ujrzeć łagodny wyraz twarzy swej matki. Ta chwila...oddałby po prostu wszystko by ją zobaczyć. Wszystko prócz innych, bliskich dla niego osób. Był wdzięczny, że Separatyści zaatakowali tą planetę, bo mógł ją zobaczyć, ale to szczęście kosztowało stratą klonów. Taka była cena za szczęście w czasie wojny.
-Mój syn. Mój dorosły syn. Jestem z Ciebie dumna Annie.-rzekła do jego ucha matka. Po jej głosie było wiadome, że płakała. W prawdzie nienawidził jak mówiono do niego Annie. Czuł się jak mały chłopiec. Ale co innego, jak wypowiadała to zdrobnienie matka i Padme. Podobnie było po pasowaniu. Zwracano się do niego "Mistrzu Skywalker", lecz nie przeszkadzało mu to tak bardzo, gdy usłyszał ten przydomek z ust żony.
-Mamo.-zwrócił się do niej młody Jedi. Tylko tyle mógł jej na razie powiedzieć. Oderwała się od niego i popatrzyła się na niego z dumą w oczach, a on się uśmiechnął. Popatrzył się na Kitstera. Podszedł do niego i przytulił po przyjacielu. Tylko on rozumiał małego Anniego, na Tatooine, bo tylko on był prawdziwym przyjacielem.
-Nie wierzę.-powiedział Kitster do Anakina jak tylko się oderwali od siebie.-Jesteś Jedi. Pozazdrościć tylko.
-Jesteś szczęśliwy?-spytała matka syna.
-Nic prócz końca wojny wygraną Republiki mi do szczęścia nie trzeba. Mogłem was zobaczyć ponownie, mam padawankę, która jest dla mnie jak siostra. Mistrza, którego traktuje jak ojca. Żonę. Lepszego życia nie mógłbym mieć.-odpowiedział.
-Masz żonę. Jedi mogą mieć drugą połówkę?-spytał zdziwiony Kitster.
-Nie nie mogą. Dlatego mówię wam to w tajemnicy, bo wiem, że ją dochowacie.-uśmiechnął się do przyjaciela Wybraniec.
-Zawsze.-odpowiedział mu przyjaciel.
-Kto posiada to szczęście?-spytała uśmiechając się Shmi.
-Padme.-Nie wiedział jak zareagują, ale ważne by wiedzieli.
-Jeżeli ty jesteś szczęśliwy, to ja też teraz mogę być. Bo mi więcej do szczęścia nie było nic potrzebne, prócz tego by zobaczyć Cię szczęśliwego.-Po tych słowach Anakin znowu przytulił matkę.
____________________________________________________
Daj z siebie wszystko, Ziomek cel jest tak blisko...był i jest! Zaległy One-shot skończony! Nareszcie się doczekaliście i mam nadzieję, że się opłacało.
Ja osobiście nawet jestem dumna z tego one-shota, ale każdy ma inne zdanie.
To co teraz zrobię powinna zrobić Wika bo najdłużej w tym siedzi. Więc...powitajmy Przemka jako nowego blogera tematyki SW! Jest to drugi chłopak, który pisze, więc z racji tego, że dziewczyn jest 12, a chłopców na razie 2 to umówmy się, że każdego chłopaka będziemy witać. Niech się cieszą :DD
Dziewczyny! Wszystkiego najlepszego z okazji DNIA KOBIET! :*
Tak więc kończę i mam nadzieję, że nie pożałujecie te parę minut czytania tego nad krechą :*

NMBZW!

6 komentarzy:

  1. Pare minut? Najwyżej 20 sekund. Wybacz, że tak krótko, ale jestem na telefonie i niewygodnie mi się komentuje. Chcę zauwarzyć, że jest kilka błędów, ale to nic, bo treść rozdziału nad wszystkim góruje. Po prostu świetnie. Nie mogę się doczekać kolejnuch os i rozdziałów jak zwykle. Niecierpliwość zżera mnie od środka. Aoe no cóż. Trzeba się nauczyć cierpliwości. Na koniec chcę powiedzieć, że ten rozdział jest zbyt boski, by go skomentować długo.
    NMBZT

    Idka

    OdpowiedzUsuń
  2. Awwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwww *.*
    Annie i mama *.* Tak szczerze; to chciałabym przeczytać kolejną część tego os, ale pewnie nie będzie. xD Trochę mało Anidali. :< Ale i tak Awww *.* Nie mam pomysłu na długiego koma. xD
    NMBZT
    IgusS

    OdpowiedzUsuń
  3. super jest ale daj jakąś kontynuację tego os ;) plisss xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Złośliwości czasu! męczyłam Cię wczoraj, żeby one shot był czym prędzej, a i tak nie mogłam go przeczytać wcześniej -,- Wreszcie jest czas siąść i przeczytać do cudeńko. Znałam już fragmenty, teraz jestem ciekawa, jak to wszystko ułożyłaś.
    Wspaniale wyszło :)
    Wiadomo, że Padme się musi we wszystko wpakować. No nie byłaby sobą, gdyby się nie wtrąciła, przecież. Jakoś tak lubię Padme jako damę w opresji, która zawsze się musi we wszystko władować. Ale z dwójki kochaneczków to chyba Anakin jest jednak bardziej uparty... Zdecydowanie tak. I przy okazji zaplątał się mały błąd: -Jednak małżeństwo nie jest takie fajne co?-spytała się go. Niepotrzebne się. Pytać się oznacza tyle co pytać samego siebie, a ona pytała Anakina, więc go w zupełności wystarczy ^^
    Śliczna rozmowa Anakina i Ahsoki, hah brat i siostra. I rozgoryczony Anakin... Nie dziwię się, że niechętnie myślał o Tatooine po tym wszystkim, co przeżył. Ale kiedy się wzajemnie zobaczyli było po prostu piękne. Shmi się popłakała z dumy, no nie dziwie się, syn znany na całą galaktykę. I wiadomo, że matka zawsze rozpozna swojego syna, nieważne, jak bardzo by się zmienił. O Kenobim w kryzysie wieku średniego już czytałam, ale i tak sie uśmiechnęłam przy kolejnym widzeniu tego wątku. A potem jeszcze Anakin i Padme i znowu o tym, kto jest najbardziej uparty :) Nie jestem pewna, czy Obi-Wan ucieszy się ze swojej nowej ksywki... Jakże uroczej ksywki. Nie no, jesteś genialna!
    Ale końcówka chyba najśliczniejsza. Shmi i Annie, pięknie napisane. Szczególnie spodobały mi się słowa, ze jest z niego dumna... Pięknie i wzruszająco. Generalnie one-shot absolutnie wspaniały.
    No i aporpo ankiety na górze kontynuacja może być świetnym pomysłem ^^ Pozdrawiam i czekam na kolejne (rozdział, one-shot??)
    Niech Moc będzie z Tobą.

    OdpowiedzUsuń
  5. OMG.! Ale mi się długo czytało ,bo wciągające. Chcem kontynuacje.! NMBZT.! ;3 /Waflowa

    OdpowiedzUsuń
  6. Oo kocham to!!! Ale jednak nie przepadam za Shmi, tak samo jak za Padme. Cóż zrobić? Rozdział jest interesujący i wciąga <333. Pisz dalej, bo nie mogę się doczekać ^^. Jestem molem blogerowym i pożeram Wasze blogi :P. Odwala mi?? Winić mój mózg. A jeszcze się fochasz? Bo wiesz...chciałąbym jeszcze trochę pożyć :>.
    NMBZT!!!!

    OdpowiedzUsuń