Obi-Wan, w przeciwieństwie do innych, nie ekscytował się tak bardzo świętami. To nie tak, że nie lubił, po prostu dla niego to zwyczajny dzień, jak rocznica. Nie obchodził chociażby tej dotyczącej śmierci Qui-Gona, uważał, że to kolejny rok bez niego. Zawdzięczał mu życie, jakie teraz prowadził, choć jest dalekie od ideału, a pełne zła. To takie ironiczne!
Każde życie jest przesiąknięte mrokiem, jak i światłem, w tej samej mierze. Kiedy ktoś ocala nam życie, jesteśmy mu wdzięczni, ale za co? Za kolejne lata męki i radości? Czemu dziękujemy komuś za cierpienie? Bo ten ktoś, kto został naszym wybawicielem, ma duszę jaśniejszą niż cudowność emanująca od aniołów z Iego. I to światło trwa z nami do końca naszych dni, poprzez pewną więź.
Taką więzią był związany z Anakinem, bo ratowali sobie życie za każdym jednym razem, gdy tylko coś śmiertelnego im zagrażało. Nie zawsze obeszło się bez krzywdy, ale wychodzili żywi. Dzięki przyjacielowi.
Przyjaciel to osoba, która zawsze z nami zostanie, zaakceptuje nasze błędy, doceni starania. Zawsze w pierwszym spotkaniu kogoś, kto w przyszłości będzie dla nas najważniejszy, jest dziwny, z czasem nawet zabawny, szkopuł. W relacji Anakina i Obi-Wana od początku istniał żal. Ten starszy został wystawiony przez swojego własnego mentora, a chłopczyk zbyt nieufny i zapatrzony w Qui-Gona. Moc ich zrobiła w konia, ale wyszło na dobre.
Obi-Wan nawet nie szykował się do spania, kiedy to przyszła do niego zjawa. Automatycznie włączył miecz świetlny i wymierzył go w swoje odbicie, jak wtedy na Mortis, gdy jego dawny mistrz go odwiedził.
- Zabiorę cię w przeszłość - oświadczył duch i nie czekając na zgodę odwiedzonego machnął ręką i ukazał mu nastolatka, który stoi z opuszczoną głową zawiedziony samym sobą. Qui-Gon Jinn odmówił mu szkolenia na swojego padawana. W ów momencie chłopiec zdał sobie sprawę, że nie ma już dla niego ratunku i musi zostać oddelegowany do korpusów rolniczych. Nie pomagało nawet błaganie potencjalnego mentora, ten i tak twierdził, że Kenobi jest niezdolny i szybko przejdzie na ciemną stronę. Aż trudno uwierzyć, przecież Obi-Wan jest tak opanowanym Jedi, że to wręcz niemożliwe, aby miał wylądować po mroczniejszej stronie Mocy.
- Potem wynikła sytuacja z huttami. Qui-Gon mi opatrywał rany - przypomniał sobie Mistrz Jedi.
- Ranił cię za każdym razem. Twoje starania były na marne. Najpierw trzy razy musiałeś go poprosić, żeby coś z tego wyszło, musiano cię porwać, by w końcu spełnił słowa Yody. A potem dwanaście lat później chciał cię zostawić, dla chłopca. Jesteś zwykłym Jedi, nie cechowała cię większa determinacja, która Xantosa doprowadziła do zagłady, Anakina, który był wybrańcem. Ranił cię, a mimo to nadal go szanowałeś, a on o ciebie dbał - wyjaśnił duch.
- Może z przyzwyczajenia do mojej osoby, może chciał, żebym pozbył się dawnych cech charakteru, co zresztą się stało. Ale fakt, trochę mnie zaniedbywał, ale mimo wszystko podjął się mojego treningu i wyuczył mnie, chyba, na dobrego Jedi - stwierdził Obi-Wan.
- Tak miało być - powiedział stanowczo drugi Kenobi. - Taka jest kolej rzeczy, gdyby nie to, nie byłoby cię tu. Zaraz ci pokaże co aktualnie masz.
Zjawa machnęła ręką i pokazała mu jedną z rozmów z Anakinem, gdzie serdecznie się przytulili. Po powrocie Anakina z niewoli wszystko się diametralnie zmieniło. Nawet on sam, choć tego by nie przyznał. Ale tak już musi być, czasem są to zmiany na lepsze, czasem na gorsze, nie potrafimy ich przewidzieć. Dla kogoś pozytywna, dla innego zła - i na odwrót. Anakin miał gorsze wady, stał się cichy, mniej narwany, opanowany. Kenobi nie potrafił stwierdzić, czy to kwestia roli ojca, czy trauma po swoich rozkazach, które go zniewoliły na trzy lata.
W końcu przeniósł go na salę treningową, gdzie mimo zasad, młody Skywalker trenował wszystko to, czego się nauczył. Bliźnięta rozwijały się bardzo szybko, a Anakin dokładał trochę swojej ręki pod ich szkolenie. Pozwalał sobie na pokazywanie nowych sztuczek, które inni adepci poznawali w późniejszym wieku, a rodzeństwo opanowało je do perfekcji w wieku pięciu lat. Przede wszystkim była to zasługa mentorów, więc jeśli chodzi o Luke', to jego nauka została powierzona Obi-Wanowi. Postępy chłopca, wśród Jedi, zawsze są zachwalana pod adresem jego mistrza.
- Byłeś związany ze swoją matką, bratem. Mimo wszystko, chciałeś lecieć szkolić się na Jedi. Spotkało cię tu wiele dobrego. Masz swoją własną rodzinę. Miałeś ojca, który mimo wszystko cię kochał. Qui-Gona. Nie bez powodu ruszył sam. Wiedział, że nawet będąc daleko z tyłu, w pojedynku z Darthem Maulem, to zostałeś u jego boku. Świadomy tego, co robi, oddał swoje życie. Wiesz czemu? Bo zdrowo wierzył w swoje umiejętności, dał ci tak wiele wiedzy. Nie chciał się ciebie pozbyć dla lepszego okazu, po prostu był dumny sam z siebie i jaki efekt odniósł, że potrafił wyszkolić ucznia, który nie oddał się pokusie ciemnej strony, a że zwalczy jej przedstawiciela. To zrobiłeś, choć istniała w tym krztyna zemsty, nie zgubiło cię to. Przekazałeś jego nauki Anakinowi, jego synowi. Starszy Skywalker jest Jedi, jakim powinien się stać, jakiego chciał zrobić z niego Qui-Gon. Powiem ci, że Moc chciała, abyś to ty został jego mentorem. Nauki z drugiej ręki nie są niedokładne, są bezpieczniejsze. Dlatego Rada nie chciała się zgodzić, bo Anakin to zbyt podatna na złe Moce osoba. Jego treningiem musiał zająć się człowiek, który przeżył próbę kogoś. To właśnie ty - wytłumaczył duch.
- Jesteś moją duszą, zakamarkiem najgłębszych myśli - dedukował Jedi.
- Tak. Jestem pewnym ucieleśnieniem tego, czego ty nie potrafiłeś przedstawić przed sobą samym, nie umiałeś tego przyznać, bo się bałeś złego myślenia, wręcz grzechu. Mimo wszystko jestem dla ciebie obcy w tym momencie, dlatego tak łatwo ci to przychodzi, dlatego się ze mną zgadzasz. Trudno ci pojąć, że jestem tobą. Yoda, Anakin, Ahsoka... ta trójka dopiero przeżyje to niezbyt wybudzona, to co przeżywasz, musiałeś doznać na jawie. Jesteś początkiem ich obecnego życia.
- Nie sądziłem, że jestem tak ważny.
- Ludzie są skromni, a ty jesteś tym nad wyraz. Lubisz się chować w cieniu innych, dlatego tak bardzo się starasz coś udowodnić. Między innymi, gdy Qui-Gon miał cię wybrać na padawana. Gdyby żył, zupełnie inaczej by się to wszystko potoczyło. Jesteś spełniony.
- Możesz mi pokazać, jak wyglądałoby całe życie, gdyby Qui-Gon żył?
- Mogę, ale tylko alternatywę. Snucia, co i jak. Ale są rzeczy pewne, które odpowiedzą ci na wiele pytań.
- Chcę to zobaczyć.
________________________________________
Jestem z tego ona-shota dumna bardziej niż z poprzedniego!
NMBZW!
Obi-Wan nawet nie szykował się do spania, kiedy to przyszła do niego zjawa. Automatycznie włączył miecz świetlny i wymierzył go w swoje odbicie, jak wtedy na Mortis, gdy jego dawny mistrz go odwiedził.
- Zabiorę cię w przeszłość - oświadczył duch i nie czekając na zgodę odwiedzonego machnął ręką i ukazał mu nastolatka, który stoi z opuszczoną głową zawiedziony samym sobą. Qui-Gon Jinn odmówił mu szkolenia na swojego padawana. W ów momencie chłopiec zdał sobie sprawę, że nie ma już dla niego ratunku i musi zostać oddelegowany do korpusów rolniczych. Nie pomagało nawet błaganie potencjalnego mentora, ten i tak twierdził, że Kenobi jest niezdolny i szybko przejdzie na ciemną stronę. Aż trudno uwierzyć, przecież Obi-Wan jest tak opanowanym Jedi, że to wręcz niemożliwe, aby miał wylądować po mroczniejszej stronie Mocy.
- Potem wynikła sytuacja z huttami. Qui-Gon mi opatrywał rany - przypomniał sobie Mistrz Jedi.
- Ranił cię za każdym razem. Twoje starania były na marne. Najpierw trzy razy musiałeś go poprosić, żeby coś z tego wyszło, musiano cię porwać, by w końcu spełnił słowa Yody. A potem dwanaście lat później chciał cię zostawić, dla chłopca. Jesteś zwykłym Jedi, nie cechowała cię większa determinacja, która Xantosa doprowadziła do zagłady, Anakina, który był wybrańcem. Ranił cię, a mimo to nadal go szanowałeś, a on o ciebie dbał - wyjaśnił duch.
- Może z przyzwyczajenia do mojej osoby, może chciał, żebym pozbył się dawnych cech charakteru, co zresztą się stało. Ale fakt, trochę mnie zaniedbywał, ale mimo wszystko podjął się mojego treningu i wyuczył mnie, chyba, na dobrego Jedi - stwierdził Obi-Wan.
- Tak miało być - powiedział stanowczo drugi Kenobi. - Taka jest kolej rzeczy, gdyby nie to, nie byłoby cię tu. Zaraz ci pokaże co aktualnie masz.
Zjawa machnęła ręką i pokazała mu jedną z rozmów z Anakinem, gdzie serdecznie się przytulili. Po powrocie Anakina z niewoli wszystko się diametralnie zmieniło. Nawet on sam, choć tego by nie przyznał. Ale tak już musi być, czasem są to zmiany na lepsze, czasem na gorsze, nie potrafimy ich przewidzieć. Dla kogoś pozytywna, dla innego zła - i na odwrót. Anakin miał gorsze wady, stał się cichy, mniej narwany, opanowany. Kenobi nie potrafił stwierdzić, czy to kwestia roli ojca, czy trauma po swoich rozkazach, które go zniewoliły na trzy lata.
W końcu przeniósł go na salę treningową, gdzie mimo zasad, młody Skywalker trenował wszystko to, czego się nauczył. Bliźnięta rozwijały się bardzo szybko, a Anakin dokładał trochę swojej ręki pod ich szkolenie. Pozwalał sobie na pokazywanie nowych sztuczek, które inni adepci poznawali w późniejszym wieku, a rodzeństwo opanowało je do perfekcji w wieku pięciu lat. Przede wszystkim była to zasługa mentorów, więc jeśli chodzi o Luke', to jego nauka została powierzona Obi-Wanowi. Postępy chłopca, wśród Jedi, zawsze są zachwalana pod adresem jego mistrza.
- Byłeś związany ze swoją matką, bratem. Mimo wszystko, chciałeś lecieć szkolić się na Jedi. Spotkało cię tu wiele dobrego. Masz swoją własną rodzinę. Miałeś ojca, który mimo wszystko cię kochał. Qui-Gona. Nie bez powodu ruszył sam. Wiedział, że nawet będąc daleko z tyłu, w pojedynku z Darthem Maulem, to zostałeś u jego boku. Świadomy tego, co robi, oddał swoje życie. Wiesz czemu? Bo zdrowo wierzył w swoje umiejętności, dał ci tak wiele wiedzy. Nie chciał się ciebie pozbyć dla lepszego okazu, po prostu był dumny sam z siebie i jaki efekt odniósł, że potrafił wyszkolić ucznia, który nie oddał się pokusie ciemnej strony, a że zwalczy jej przedstawiciela. To zrobiłeś, choć istniała w tym krztyna zemsty, nie zgubiło cię to. Przekazałeś jego nauki Anakinowi, jego synowi. Starszy Skywalker jest Jedi, jakim powinien się stać, jakiego chciał zrobić z niego Qui-Gon. Powiem ci, że Moc chciała, abyś to ty został jego mentorem. Nauki z drugiej ręki nie są niedokładne, są bezpieczniejsze. Dlatego Rada nie chciała się zgodzić, bo Anakin to zbyt podatna na złe Moce osoba. Jego treningiem musiał zająć się człowiek, który przeżył próbę kogoś. To właśnie ty - wytłumaczył duch.
- Jesteś moją duszą, zakamarkiem najgłębszych myśli - dedukował Jedi.
- Tak. Jestem pewnym ucieleśnieniem tego, czego ty nie potrafiłeś przedstawić przed sobą samym, nie umiałeś tego przyznać, bo się bałeś złego myślenia, wręcz grzechu. Mimo wszystko jestem dla ciebie obcy w tym momencie, dlatego tak łatwo ci to przychodzi, dlatego się ze mną zgadzasz. Trudno ci pojąć, że jestem tobą. Yoda, Anakin, Ahsoka... ta trójka dopiero przeżyje to niezbyt wybudzona, to co przeżywasz, musiałeś doznać na jawie. Jesteś początkiem ich obecnego życia.
- Nie sądziłem, że jestem tak ważny.
- Ludzie są skromni, a ty jesteś tym nad wyraz. Lubisz się chować w cieniu innych, dlatego tak bardzo się starasz coś udowodnić. Między innymi, gdy Qui-Gon miał cię wybrać na padawana. Gdyby żył, zupełnie inaczej by się to wszystko potoczyło. Jesteś spełniony.
- Możesz mi pokazać, jak wyglądałoby całe życie, gdyby Qui-Gon żył?
- Mogę, ale tylko alternatywę. Snucia, co i jak. Ale są rzeczy pewne, które odpowiedzą ci na wiele pytań.
- Chcę to zobaczyć.
________________________________________
Jestem z tego ona-shota dumna bardziej niż z poprzedniego!
NMBZW!
Super!!! Nigdy wcześniej nie zdawałam sobie sprawy że Obi-Wan jest tak ważną postacią. Zawsze był gdzieś w tle...
OdpowiedzUsuńA co z yodą też był pokażany w tych one-shotach , a też jest w tle.
Usuń