niedziela, 30 grudnia 2018

Rozdział 236

KOLEJNY ROZDZIAŁ W ŚRODĘ!
______________________________________



~~Anakin Skywalker~~

[Piąty rok odwetu zygerriańskiego, Endor]
       Od początku misji minęło łącznie jakieś cztery dni. W ciągu tych czterech dni stało się tak wiele, a zarazem tak mało. U nich - mało, tam gdzie ich brakowało - zbyt dużo, jak na jego psychikę. Zaczynał się zastanawiać, po co skonstruował osiem lat wcześnie tak durne określenie, jak "agresywne negocjacje". No cóż, każdy ma błędy młodości - przecież taki synonim nawet nie istnieje, ale jak na złość przez ostatnie dwa konflikty spotykał tę sytuację praktycznie na co dzień.
       Widząc Padme z blasterem służącym jako arsenał Wielkiej Armii Republiki nagle przypomniał sobie tę przeklętą bitwę o Geonosis, gdzie sobie zażartował z poważnej pani senator. Tak bywa. W każdym razie, jak dla niego, powinna zostać w wiosce Ewoków, ale no, ma swój rozum i nie zostanie, choćby się waliło, paliło.
       Nie! Ona idzie i koniec!
       Tak naprawdę się o nią bał. Strasznie się o nią bał, każdego dnia, odkąd tylko przyszło im się mierzyć z wojenną rzeczywistością. Nawet jak zarzekała się, że nic jej nie jest podczas przebywania na Coruscant, czy innej misji dyplomatycznej, to miał ochotę do niej dołączyć i jakoś ją osłaniać. Bo była jedyną osobą, która mu została. Nawet, jeśli miał dzieci, to miłość do wybranki, to dość specyficzne uczucie. Bez względu na to, jak bardzo by się nie kochało innych, ta jedna osoba zawsze jest waszym priorytetem.
       Tym właśnie była dla niego Padme.
       Zawsze do niej mógł wrócić.
       Zawsze go wysłuchała.
       Zawsze dawała mu poczucie miłości i potrzeby.
       Dlatego, kiedy dotarli na miejsce, zwabieni w pułapkę naszykowaną przez Zygerrian, nie bardzo potrafił się skupić, bo musiał ochraniać też jeszcze swoją żoną, która przeżyła jeszcze gorsze rozczarowanie niż on - zasadzka. Kto by pomyślał! Jeszcze oświadczyli to z tak wrednym i obrzydliwym uśmiechem, że Anakinowi zebrało się na mdłości.
       - Za rozgromienie nam obozu - argumentował jeden z wrogów.
       Obi-Wan!
      Jeśli ta zemsta jest za niego i dowiedzieli się w tak szybkim czasie, to znaczy, że musi być już niedaleko i się zjawi, aby do nich dołączyć. To nawet lepiej. Misja skończy się szybciej niż zakładano, więc prędzej wrócą na Coruscant i wtedy Anakin rozprawi się z Kabaarem. Kto to widział atakować bezbronne dzieci?! Nie no, może nie takie bezbronne, szkoliły się na Jedi, umieją się osłonić i dadzą radę komuś zadać cios. No, ale w końcu miały po pięć lat i w grę nie wchodziło zabicie jakiegoś obcego mężczyzny, który zaatakował je... bez przyczyny. Tak naprawdę, mimo wszystko, Luke i Leia nie do końca zdawali sobie sprawę, co się działo z ich ojcem przez trzy lata - jeszcze nie czas, aby im o tym mówić. Dowiedzą się w swoim czasie, nawet ze szczegółami. Tak więc nawet nie wiedziały, że ten zygerrian miał coś wspólnego z ich tatą.
       - Tak? A ładnie to tak zaatakować pięcioletnie dzieci? - zapytał ze złością Anakin.
       - Jakie dzieci? O co ci, człowieku, chodzi?! - zdziwił się najbardziej wygadany z całej gromady. 
       Skywalker nie czekał, od razu brał się do ataku, skoro zyskał chwilę przewagi. Klony nie czekały na słowny rozkaz, jego decyzje ruchami wystarczyły, aby poinstruować co i jak. Pięciu zygerrian od razu padło od strzałów, nie zdążyli szybko zareagować na ogień ze strony żołnierzy Wielkiej Armii Republiki.

       Zygerrianie jakby wyrastali z ziemi. Co chwile było ich więcej i więcej, końca nie widać, ale ostatecznie przybył Obi-Wan. Wybawienie.
       Na Obi-Wana zawsze mógł liczyć, za każdym razem kiedy przyszło Anakinowi zmierzyć się z całą złowrogą armią droidów czy żywych osobników. Kenobi miał tendecję do znikania i pojawiania się w najbardziej krytycznych momentach.
       Taką sytuacją była między innymi śmierć Qui-Gona, który obiecał małemu dziesięciolatkowi, że się nim zaopiekuje, że wyszkoli na Rycerza Jedi. Aż nagle zginął w obronie w Jedi i całej galaktyki przed zasianiu w niej kolejnego zła. Jak się okazało, to i tak nic nie dało, ciemna strona Mocy nacierała ze wszystkich stron przez trzy lata, do tego stopnia, że o mało Jedi sami się nie pozabijali.
       Ale Obi-Wan za każdym razem był.
       Wziął go pod swoją opiekę.
       Nauczył.
       Wyszkolił.
       Otoczył ojcowską miłością.
      Skywalker często zastanawiał się, czy nie lepiej byłoby mu pod okiem Qui-Gona, ale od razu znajdował argumenty przeciwne, które potwierdzały fakt, że to Obi-Wan jest lepszy. Widocznie tak miało się stać i tak zostało. Poza tym, Jinnowi zawdzięczał jedynie uwolnienie - za co nigdy prawdopodobnie nie wypłaciłby się z tego długu - oraz podróż na Coruscant i przedstawienie Radzie. To z Kenobim praktycznie spędzał dzień w dzień przez całe dziesięć lat bycia padawanem owego rycerza Jedi. To najważniejszy powód, ale to raczej ten młodszy Jedi wiedział, jak to jest się starać, znał Qui-Gona i z opowieści wynikało, że z nie zapowiadałoby się tak kolorowo. Zwłaszcza, że Obi-Wan nie faworyzował Anakina z powodu teorii na temat Wybrańca, a jego dawny mentor na pewno by to zrobił.
       Skywalker naprawdę doceniał dzieło Obi-Wana, a przede wszystkim jego nerwy na to wszystko. To osoba, którą darzył największym szacunkiem, bo walczył o niego do końca, sprzeciwił się przed Yodą. Ktoś powie: "Tak, ale obiecał to umierającemu Mistrzowi". Nie musiał się przecież zgadzać, mógł odmówić.
       A mimo to sprzeciwił się Radzie.
       Dla Anakina.
       Obi-Wan poświęcił swój cenny czas i pewną sporą część swojego życia na wyszkolenie, pomoc w wojnach klonów, na szukanie go po całej galaktyce podczas zniewolenia, przyjął Luke'a pod swoje skrzydła oraz zamierza go szkolić. Szkolenie młodego Skywalkera było równoznaczne z kolejnym oddaniem się w sprawie Anakina. A teraz przybył mu ze wsparciem.
       Oboje oddaliby za siebie życie.
       Dla Anakina byłaby to najlepsza śmierć.
___________________________________WAŻNE!
Będzie mi miło, jeśli razem PODSUMUJEMY TEN ROK!

Jak pisałam w faktach, w każdym nieparzystym roku spotyka mnie coś złego. Nie ukrywam przed samą sobą, że ogromnie się boję 2019. Miniony 2018 był niezwykłym kacem moralnym po 2017. Następny też będzie i tak do końca życia, ale będzie się zmniejszał, bo tak jest teraz. 2018 był bardzo szczęśliwy, pomimo pewnych moich życiowych porażek, których zdecydowanie było mniej niż szczęśliwych chwil i nie posiadały tak wielkiej siły, jak de pozytywne.
2018, to OGROM PRACY. Nad sobą, ale życiem prywatnym. Pokrywa się ono z moim hobby, moim sensem życia, czyli tym blogiem. Jak wiecie, na początku stycznia przepisałam się do szkoły, która ma naprawdę wysokie wymagania... jak wiecie - podołałam, mimo że tak bardzo gryzło mi się to z czasem na bloga. Przeszłam dość poważną chorobę, operację, która uniemożliwiła mi na chwilę pracę, spełniłam moje drobne marzenie kolczyka.
A co do bloga? Największym ogrom pracy tego roku, jak i całego istnienia bloga. W tym roki minęło już 5 lat, pół dekady. Wszyscy wiemy, jak to długo. Podświadomie chciałam zrobić tu BUM. I podświadomość zmieniła się w świadome działanie.
Statystyki?
- Pobiłam rekord opublikowanych postów, bo, z tym, aż 52, choć nadal moja duma niej jest większa z 2013, gdzie w pół roku uzyskałam aż 49 postów.
- W całym roku napisałam około 55 rozdziałów.
- 7 one-shotów
- 6 odrębnych opowieści dla samej siebie
- 10 na if we wanna, czyli razem 23 pobocznych.
- Łącznie +/- jakieś 80 pełnych prac.
To jest niezwykle dużo, jak na mnie, osobę, która wzięła w tym roku na siebie tak wiele, jak nigdy wcześniej.
Znalazłam czas, po 5 latach, żeby przeczytać rocznie ok.. 20 książek. Nie jest to tak dużo jak w 2013, ale było to w wakacje, w momencie, których odpoczęłam.
- Pokończyłam seriale. Nie jest to jakiś wielki sukces, bo seriale ogląda duża część społeczeństwa, ale skończyłam masę tych, których zaczęłam kiedyś tam i rozpoczęłam oraz skończyłam nowe. Daję to jako przykład, że każdy czas da się rozłożyć i jak się przyłożymy, to zdołamy zrobić wszystko.

Dziękuję każdemu, których choć na chwilę się tu zatrzymał, każdemu kto zostawia ślad nie tylko w postaci wyświetlenia, ale i komentarze. Wspierające słowa, pomoc, wskazywanie błędów, uznanie. KOCHAM WAS. Naprawdę. Choć wielu z was nie znam, dajecie mi swój kąt <3

NMBZW!

1 komentarz: