~~Obi-Wan Kenobi~~
[Piąty rok odwetu zygerriańskiego, atmosfera Endor]
Pomimo ciągłych prób zakłócania zasięgu, Obi-Wan dostał wiadomość ze Świątyni, że próbowano zabić bliźnięta. O ile przed Anakinem dałoby się to jakoś ukryć do momentu, kiedy wylądują na planecie, żeby był jakoś uspokojony i nie kierował się cały czas złością, to Kenobiemu nie uda się go uchronić przed prawdą. Padme stała na mostku kiedy starszy Jedi odczytywał wiadomość wywołującą na jego twarzy ogromne zmartwienie. Amidala położyła dłoń na klatce piersiowej, gdzie czuła bicie swojego serca. Widział w jej oczach rozpacz spowodowaną wizją, że ktoś mógłby jej odebrać ukochane dzieci.
Kiedy pomimo trudności udało się rozgromić siły Zygerrii i dać do zrozumienia, że teraz Republika przez pewien czas będzie mieć przewagę w tej potyczce, Anakin wraz z eskadrą wrócił na krążownik. Obi-Wanowi nie udało się powstrzymać Padme, która od razu wyruszyła do hangaru. Kenobi poszedł za nią, żeby od razu złagodzić sytuację.
- Został zatrzymany. Jest w więzieniu.
- I co mi z tego? - zapytał zdenerwowany Anakin. Obi-Wan dawno nie widział u swojego przyjaciela takiej złości.
- Posiedzi tam dłużej niż trzy lata, jak ty u niego. Zgnije do końca życia, tak, jak planował to zrobić tobie - uświadomił go straszy Jedi.
- I rozmówię się z nim, tak, jak on ze mną? - zaproponował Skywalker.
- Nie. Tak nie - zabronił Mistrz Jedi.
- Szkoda.
- Annie, jesteś Jedi - wtrąciła Padme.
- Tak. Ojcem też - odparł młodszy Jedi.
- Nie usprawiedliwiaj się tak słabym argumentem. Szykuj się na ofensywę. Zygerrianie z powierzchni planety wiedzą, że tu jesteśmy, ale nie wiedzą, gdzie i kiedy wylądujemy. Kanonierki są gotowe. Im szybciej tam dolecimy, tym bardziej im zaskoczymy. Wsiadajcie - kazał Obi-Wan.
W ciągu pięciu minut wszyscy zdążyli zapakować się do transporterów, a krążowniki pokonały znaczną odległość, która dzieliła ich od planety. Admirał Yularen wydał polecenie startu. Wrota hangaru otworzyły się. Wyleciały dwie kanonierki. W jednej znajdowali się żołnierze Legionu 501 Anakin i Padme wraz z 3PO oraz R2 - ten duet razem był niepokonany - a w drugiej Obi-Wan z 212 Batalionem Szturmowym.
- Wypuścimy was tuż nad drzewami, zaraz przy krawędzi ich zasięgu - przekazał pilot.
- Doskonale - zgodził się Obi-Wan.
Kenobi stwierdził, że to zabawne, iż podczas tak ważnej misji, gdzie nie obejdzie się bez trupów dostał w pakiecie uspokajające dźwięki natury. Nie wierzył w coś takiego jak uspokajające szumy liści czy inne bzdety. Praca flory świadczyła o pewnej harmonii, która pomagała w głębszej medytacji. Nie dlatego, że wyciszała, tylko udowadniała o istnieniu życia zwierząt i roślin, czyli wszystko to, co wspomaga Moc. Jako Jedi nie wierzył w przeróżne techniki osób posiadających mniej niż pięć tysięcy midichlorianów. Ci natomiast szkalowali sposób życia wrażliwych nach Moc. Rachunki się wyrównywały.
- Cóż za uspokajająca sesja - zażartował komandor Cody.
Jedyną z cech, które Obi-Wan podziwiał i nawet był za to wdzięczny, to brak u klonów wrażliwości na różne wymysły galaktyki. Nie brali nawet pod uwagę tej Mocy wspomagającej Jedi, ale to nie znaczy, że nie doceniali zdania "Niech Moc będzie z wami". Niektórzy nawet zaczęli się tym posługiwać, tylko dlatego, że szanowali swoich dowódców i skoro im to pomagało, to dlaczego by nie wspierać ich tą formułką? W każdym razie, klony jedyne co przyjmowały do świadomości to "Powodzenie" - albo coś się uda, albo nie. Albo przeżyją, albo zginą. Mimo wszystko, bardziej opiekuńczym Jedi rozdzierało to serce. Żołnierze armii Republiki to istoty z krwi i kości stworzone do walki - jak zakładano najpierw - z droidami. Mają własne umysły, wolę, mogą decydować o swoim życiu, a tego nie robią. Bo nie widzą sensu, bo zostali stworzeni by ginąc, aby inni mogli żyć.
Ale Obi-Wan zawsze cierpiał za każdym razem, kiedy słyszał lub czytał statystyki dotyczące śmierci klonów.
- Generale, też pana to uspokaja? - zapytał jeden z żołnierzy.
- Nie. To jeden z aspektów, w którym mam taki sam pogląd jak wy - odpowiedział Jedi.
- Aż dziwne. W jego wieku dziadkowie widzą w tym cudowny spokój - stwierdził Anakin.
- Nieśmieszne. Rozumiem, że jesteś zły, ale to tobie przydałoby ci się uspokoić. No, patrz, akurat masz do tego szumy i ćwierkanie ptaków. Wsłuchaj się - odgryzł się Kenobi.
- Mam ochotę wrócić na Coruscant - przyznał Skywalker.
- Są bezpieczne. Ahsoka się nim zajmie. Wykonajmy misję, potem będziemy się tym przejmować - wtrąciła Padme.
- Pomogę panu go przesłuchać, generale - zaoferował się kapitan Appo.
- Skorzystam z propozycji - podziękował Anakin. - A teraz dzielimy się na grupy. Ja, senator i Legion 501 wyruszamy do najbliższej wioski. Wy rozbrajacie posterunki, a potem robimy wspólny atak na główną kwaterę. Będziemy mieć ograniczony kontakt. Dajemy sobie pięć dni na to. Tyle powinny nam zająć negocjacje. R2, pomożesz Obi-Wanowi. C-3PO, idziesz z nami jako tłumacz. Zostaniesz potem w ostatniej wiosce, w której spotkamy się z Obi-Wanem. R2 też. Wyruszamy. Niech Moc będzie z Wami - życzył Anakin i ruszył.
- I z Wami - odpowiedział starszy Jedi. Dalej patrzył na tył Anakina. Dziwne uczucie nie opuszczało go od momentu, kiedy jego były padawan zaczął powtarzał plan. Kenobiego przeszedł dreszcz niepewności. Miał przed sobą dorosłego mężczyznę, odważnego Jedi i osobę, które zdecydowanie posiadała to, co chciała. Obi-Wan często pluł sobie w twarz przez niesprawiedliwość życia zmuszającej do podejmowania decyzji, nie zawsze słusznych i zaburzających zaufanie. Właśnie dlatego mistrz Jedi stał niepewny.
Włożył wiele wysiłku w to, aby jak najlepiej spełnić prośbę Qui-Gona, lecz przez wiele lat zbierał same zażalenia Anakina, o tym, że czuje się niesprawiedliwie traktowany. Często z powodu niereformowalnego zachowania młodego ucznia, ale Obi-Wan był w pełni świadomi, iż czasem łamie serce padawanowi. Zawsze miał nadzieje, że Skywalker doceni to, że jego mistrz zawsze starał się jak najlepiej. Tak też się stało. Oboje skoczyli by za sobą w ogień, oboje powierzają sobie wzajemnie to, co najważniejsze - własne życie. Lecz to Anakin dał najwięcej - dał życie swoich dzieci, a zwłaszcza swojego syna.
Pomimo prób zachowania zimnej krwi, Obi-Wan pozwolił sobie na okazanie przed samym sobą przerażenia. W nocy mógłby stracić swojego nowego padawana. Swojego dawnego stracił wiele razy, choć odzyskiwał. Ale nie stracił nigdy na zawsze. Miał nadzieje, że skoro okazało się, że jego dziwne uczucie mogło dotyczyć Luke'a, to po tej informacji powinno minąć.
Nie minęło.
Najgorsze w tym wszystkim było tak, że od zawsze Moc go dręczyła uczuciem pewnej straty. Tak wiele stracił i za każdym razem miał nadzieje, że minie. Nigdy nie minęło.
Nie chciał stracić żadnego życia, które leżało w jego rękach.
Przywiązanie, to życie, kiedy żyje ukochana osoba. Przywiązanie, to śmierć własna gdy ginie ukochana osoba.
Kto następny?
___________________________________________
Witam i humor pytam! Jak tam? Oceny wystawione?!
NMBZW!
- Został zatrzymany. Jest w więzieniu.
- I co mi z tego? - zapytał zdenerwowany Anakin. Obi-Wan dawno nie widział u swojego przyjaciela takiej złości.
- Posiedzi tam dłużej niż trzy lata, jak ty u niego. Zgnije do końca życia, tak, jak planował to zrobić tobie - uświadomił go straszy Jedi.
- I rozmówię się z nim, tak, jak on ze mną? - zaproponował Skywalker.
- Nie. Tak nie - zabronił Mistrz Jedi.
- Szkoda.
- Annie, jesteś Jedi - wtrąciła Padme.
- Tak. Ojcem też - odparł młodszy Jedi.
- Nie usprawiedliwiaj się tak słabym argumentem. Szykuj się na ofensywę. Zygerrianie z powierzchni planety wiedzą, że tu jesteśmy, ale nie wiedzą, gdzie i kiedy wylądujemy. Kanonierki są gotowe. Im szybciej tam dolecimy, tym bardziej im zaskoczymy. Wsiadajcie - kazał Obi-Wan.
W ciągu pięciu minut wszyscy zdążyli zapakować się do transporterów, a krążowniki pokonały znaczną odległość, która dzieliła ich od planety. Admirał Yularen wydał polecenie startu. Wrota hangaru otworzyły się. Wyleciały dwie kanonierki. W jednej znajdowali się żołnierze Legionu 501 Anakin i Padme wraz z 3PO oraz R2 - ten duet razem był niepokonany - a w drugiej Obi-Wan z 212 Batalionem Szturmowym.
- Wypuścimy was tuż nad drzewami, zaraz przy krawędzi ich zasięgu - przekazał pilot.
- Doskonale - zgodził się Obi-Wan.
Kenobi stwierdził, że to zabawne, iż podczas tak ważnej misji, gdzie nie obejdzie się bez trupów dostał w pakiecie uspokajające dźwięki natury. Nie wierzył w coś takiego jak uspokajające szumy liści czy inne bzdety. Praca flory świadczyła o pewnej harmonii, która pomagała w głębszej medytacji. Nie dlatego, że wyciszała, tylko udowadniała o istnieniu życia zwierząt i roślin, czyli wszystko to, co wspomaga Moc. Jako Jedi nie wierzył w przeróżne techniki osób posiadających mniej niż pięć tysięcy midichlorianów. Ci natomiast szkalowali sposób życia wrażliwych nach Moc. Rachunki się wyrównywały.
- Cóż za uspokajająca sesja - zażartował komandor Cody.
Jedyną z cech, które Obi-Wan podziwiał i nawet był za to wdzięczny, to brak u klonów wrażliwości na różne wymysły galaktyki. Nie brali nawet pod uwagę tej Mocy wspomagającej Jedi, ale to nie znaczy, że nie doceniali zdania "Niech Moc będzie z wami". Niektórzy nawet zaczęli się tym posługiwać, tylko dlatego, że szanowali swoich dowódców i skoro im to pomagało, to dlaczego by nie wspierać ich tą formułką? W każdym razie, klony jedyne co przyjmowały do świadomości to "Powodzenie" - albo coś się uda, albo nie. Albo przeżyją, albo zginą. Mimo wszystko, bardziej opiekuńczym Jedi rozdzierało to serce. Żołnierze armii Republiki to istoty z krwi i kości stworzone do walki - jak zakładano najpierw - z droidami. Mają własne umysły, wolę, mogą decydować o swoim życiu, a tego nie robią. Bo nie widzą sensu, bo zostali stworzeni by ginąc, aby inni mogli żyć.
Ale Obi-Wan zawsze cierpiał za każdym razem, kiedy słyszał lub czytał statystyki dotyczące śmierci klonów.
- Generale, też pana to uspokaja? - zapytał jeden z żołnierzy.
- Nie. To jeden z aspektów, w którym mam taki sam pogląd jak wy - odpowiedział Jedi.
- Aż dziwne. W jego wieku dziadkowie widzą w tym cudowny spokój - stwierdził Anakin.
- Nieśmieszne. Rozumiem, że jesteś zły, ale to tobie przydałoby ci się uspokoić. No, patrz, akurat masz do tego szumy i ćwierkanie ptaków. Wsłuchaj się - odgryzł się Kenobi.
- Mam ochotę wrócić na Coruscant - przyznał Skywalker.
- Są bezpieczne. Ahsoka się nim zajmie. Wykonajmy misję, potem będziemy się tym przejmować - wtrąciła Padme.
- Pomogę panu go przesłuchać, generale - zaoferował się kapitan Appo.
- Skorzystam z propozycji - podziękował Anakin. - A teraz dzielimy się na grupy. Ja, senator i Legion 501 wyruszamy do najbliższej wioski. Wy rozbrajacie posterunki, a potem robimy wspólny atak na główną kwaterę. Będziemy mieć ograniczony kontakt. Dajemy sobie pięć dni na to. Tyle powinny nam zająć negocjacje. R2, pomożesz Obi-Wanowi. C-3PO, idziesz z nami jako tłumacz. Zostaniesz potem w ostatniej wiosce, w której spotkamy się z Obi-Wanem. R2 też. Wyruszamy. Niech Moc będzie z Wami - życzył Anakin i ruszył.
- I z Wami - odpowiedział starszy Jedi. Dalej patrzył na tył Anakina. Dziwne uczucie nie opuszczało go od momentu, kiedy jego były padawan zaczął powtarzał plan. Kenobiego przeszedł dreszcz niepewności. Miał przed sobą dorosłego mężczyznę, odważnego Jedi i osobę, które zdecydowanie posiadała to, co chciała. Obi-Wan często pluł sobie w twarz przez niesprawiedliwość życia zmuszającej do podejmowania decyzji, nie zawsze słusznych i zaburzających zaufanie. Właśnie dlatego mistrz Jedi stał niepewny.
Włożył wiele wysiłku w to, aby jak najlepiej spełnić prośbę Qui-Gona, lecz przez wiele lat zbierał same zażalenia Anakina, o tym, że czuje się niesprawiedliwie traktowany. Często z powodu niereformowalnego zachowania młodego ucznia, ale Obi-Wan był w pełni świadomi, iż czasem łamie serce padawanowi. Zawsze miał nadzieje, że Skywalker doceni to, że jego mistrz zawsze starał się jak najlepiej. Tak też się stało. Oboje skoczyli by za sobą w ogień, oboje powierzają sobie wzajemnie to, co najważniejsze - własne życie. Lecz to Anakin dał najwięcej - dał życie swoich dzieci, a zwłaszcza swojego syna.
Pomimo prób zachowania zimnej krwi, Obi-Wan pozwolił sobie na okazanie przed samym sobą przerażenia. W nocy mógłby stracić swojego nowego padawana. Swojego dawnego stracił wiele razy, choć odzyskiwał. Ale nie stracił nigdy na zawsze. Miał nadzieje, że skoro okazało się, że jego dziwne uczucie mogło dotyczyć Luke'a, to po tej informacji powinno minąć.
Nie minęło.
Najgorsze w tym wszystkim było tak, że od zawsze Moc go dręczyła uczuciem pewnej straty. Tak wiele stracił i za każdym razem miał nadzieje, że minie. Nigdy nie minęło.
Nie chciał stracić żadnego życia, które leżało w jego rękach.
Przywiązanie, to życie, kiedy żyje ukochana osoba. Przywiązanie, to śmierć własna gdy ginie ukochana osoba.
Kto następny?
___________________________________________
Witam i humor pytam! Jak tam? Oceny wystawione?!
NMBZW!
Jej! Znowu akcja! Nie mogę doczekać się następnego rozdziału! 😍😍😍
OdpowiedzUsuńsuper rozdział!Już czekam na kolejny !!!
OdpowiedzUsuń