niedziela, 23 grudnia 2018

Rozdział 232


~~Obi-Wan Kenobi~~

[Piąty rok odwetu zygerriańskiego, Endor]
       Obi-Wan zmienił się z Cody'm w środku nocy. Wszyscy już dawno przyzwyczaili się do tego, że czasem trzeba będzie się poświęcić i jedynym posłaniem będzie ich kombinezon, który ma spełniać wszystkie wygody, także nie zapowiadało się aż tak bardzo źle. Pomimo relacji Anakina, według starszego Jedi ten las wydawał się najbezpieczniejszy ze wszystkich, na jakich przebywał. Wszystkie dźwięki dobiegające z przeróżnych zakątków brzmiały naprawdę przyjaźnie i nie wzbudzały potrzeby ucieczki.
       Jako Jedi lubił wyszukiwać spokoju we wszystkim co według niego zasługiwało na miano cudownego zjawiska. Jednym z nich było zmiana pory dnia, z nocy na dzień. W odwrotną stronę - strasznie oklepane, typowe, wręcz jak rutyna, w końcu widzi się je cały czas, praktycznie co dobę. Mało kto nie śpi porą nocną, tak, aby zobaczyć nadchodzący świt. Choć barwy są mniej soczyste w porównaniu momentu zachodu słońca, ale wschód wydaje się bardziej spokojny.
       Prócz słońca na niebie pojawiała się planeta, dokładniej gazowy gigant Endor w okół którego krążył księżyc Endor. Dla Obi-Wana, osoby pragnącej spokoju i ze wszystkich sił próbującej żyć według niego, ładniejsze było to zjawisko niż na przykład zachód dwóch słoń na Tatooine, które zaobserwował osiemnaście lat wcześniej na pustynnej planecie podczas ochrony Padme.
       Kiedy nastał ranek, wszystkie klony obudziły się. Prawdopodobnie Cody wstał wcześniej i wydał im rozkaz na prywatnym łączu. Bardzo szybko zebrali się i komandor oświadczył:
       - Jesteśmy gotowi, generale.
       - Spokojnie, zjedzcie coś. Na pusty żołądek nie wyruszymy. Cenię wasze zwarcie do walki, ale nie mogę być niehumanitarny - odpowiedział po czym kazał im usiąść ponownie. - Kiedy dołączymy do Anakina, to Ewoki udzielą nam schronienia i dadzą bardziej wartościowe posiłki niż wasz suchy prowiant.
       - Czyli 3PO się spisał bardzo dobrze - wywnioskował Boil.
       - Nie tylko. Te małe, pluszowe istoty wzięły go za bóstwo! - Obi-Wan minionego wieczoru nie zdążył opowiedzieć wszystkim, czego się dowiedział. Został poinformowany tylko Cody, który miał pełnić pierwszą zmianę warty, reszta żołnierzy spała.
       - Żartuje pan? - zapytał zdziwiony jeden z klonów.
       - Mam nadzieję, że to prawdziwa informacja i Anakin nie robi ze mnie głupca rozpowiadającego swoim kompanom bajeczek wyssanych z palca - przyznał Jedi.
     - Wątpię - stwierdził Cody. - Ewoki nie potrafią się bronić. Według wywiadu żyją w prymitywnych warunkach. Proszę wybaczyć, ale już Wookiee są bardziej rozwiniętą cywilizacją, słyną z fabryk, gdzie zajmują się elektroniką. Są niezwykle mądrymi istotami. Tu nie ma żadnych większych miast, wiosek, fabryk, dymów. Czysta natura, nic dziwnego, że coś złotego, świecącego przykuło ich uwagę na tyle, że oddają temu cześć.
       - Nie pomyślałem o tym. Aczkolwiek miałem nadzieję, że są bardziej... mądrzejsze. W tym momencie podlegają spanikowanemu droidowi. Nie jestem pewien czy to dobra decyzja.

       Po szybkim śniadaniu wyruszyli. Według lokalizacji znajdowali się niedaleko jednego z punktów zbornych Zygerrii. Zanim dotrą do głównej bazy, będą musieli sami skonfrontować się z niektórymi obozami. Tak samo musiał postąpić Anakin, ale... kto go tam wie. Znając go, zrobi po swojemu twierdząc, że się pokomplikowało, więc skorzystał z planu B, który, jak się potem okazuje, powstał nagle, bo plan B istniał, ale nie o takiej treści, o jakiej mówił młodszy Jedi.
       - Najlepszą obroną jest atak. Dziś bronimy Ewoków - przemówił Obi-Wan. Klony na jego rozkaz podniosły broń, załadowały. Generał uniósł dłoń na znak, że jeszcze nie ta pora. Po paru sekundach przyglądania się czynom wrogów, odpalił miecz świetlny i ruszał na nich. Za nim podążyła grupa jego klonów.
        Zygerrianie otworzyli ogień, gdy tylko zobaczyli Jedi biegnącego w ich strone wraz z grają żołnierzy w białych kombinezonach z żółtymi emblematami oznaczającymi przynależność do 212 Korpusu Zwiadowczego Wielkiej Armii Republiki.
       Walka trwałe dobre pół godziny, Republice udało się rozgromić obóz. Nie zabili wszystkich, ale na pewno obezwładniły. Pozabierali ważne rzeczy, ewentualne dokumentacje do przejrzenia, datapady i uciekli dali. Zygerrianie wariowali na widok pozyskiwania łupów wojennych przez Obi-Wana, ale nie potrafili nic zrobić pokaleczeni, ledwo dyszący.
       - Przekażcie swojemu dowódcy, że nie tutaj nie osiągnięcie sukcesu niewolnictwa. Szybko stąd uciekniecie- zapewnił Kenobi.
       - Zobaczymy - odpowiedział zygerrianin. Splunął krwią na ziemię. - Ścierwo Jedi - wysyczał.
       - Ciebie też miło poznać - uśmiechną się obrońca pokoju. - Za mną panowie - nakazał i gestem ręki ponaglił ich, żeby biegli za nim.
       To, co zrobił, było okrutne. Wręcz nie poznawał sam siebie i czuł się winny temu, że zachował się jak barbarzyńca, ale nie miał innego wyjścia. Realia wojny, to zrobienie z innych potworów przeróżnej maści. Im dłużej Jedi siedzą w konfliktach zawierających eskalację przemocy, tym dłużej zajmie im odzyskiwanie reputacji i zaufania całej galaktyki.
       Obi-Wan nigdy nie popierał wojny.
       Obi-Wan nigdy nie chciał być potworem.
       Obi-Wan nigdy nie chciał nikogo zranić.
       Obi-Wan nigdy nie chciał nikomu czegoś odebrać.
       Obi-Wan nigdy nie chciał nikogo zabić.
       A zabił.
       Zabija sam siebie z dnia na dzień coraz boleśniej.
       Czym zawinił?
____________________________________
Już jutro o 16, ostatni one-shot!

NMBZW!

1 komentarz: